czwartek, 20 września 2012

lV. Imagin.

Siedziałaś w oknie, oglądając przechodniów. Zauważyłaś nagle blond czuprynę, na którą zawsze dziwnie reagowałaś. Znałaś go ze szkoły, lecz nie miałaś odwagi do niego zagadać. Twoje serce na jego widok zawsze przyspieszało i nie mogłaś nad tym zapanować. Twoja przyjaciółka, która oczywiście o wszystkim wiedziała, truła Ci, że masz do niego podejść. Jednak Ty nie potrafiłaś. Nie należałaś do odważnym osób, które dla zabawy poznają chłopaków. Często traktowałaś wszystkich poważnie i nie lubiłaś bawić się czyimiś uczuciami. Nagle zobaczyłaś kogoś spojrzenie skierowane prosto na Ciebie. Twoje policzki przybrały od razu czerwonego koloru. Odskoczyłaś szybko od okna i schowałaś się, aby Cie dokładnie nie widział. Modliłaś się tylko, aby nikomu nie powiedział, że gapiłaś się na niego przez dobre kilka minut, a on to widział.
Podskoczyłaś, bo usłyszałaś głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Zeszłaś na dół i otworzyłaś drzwi. O Boże! Twoje serce albo sie zatrzymało, albo zaczęło bić jak opętane. Blondyn o niebieskich oczach stał w Twoich drzwiach i usmiechał się do Ciebie słodko.
-Cześć. - usmiechnął się jeszcze szerzej. - Chyba nie miałem okazji Cię jeszcze poznać. Niall. - wyciągnął ku Tobie dłoń, którą szybko uścisnęłaś. -Nie idziesz do szkoły?
-Hhej. - uśmiechnęłaś się niepewnie. - Dz..dzisiaj nie idę. Źle się czuję.
-Ojj.. A co Ci jest? - przejął się, jakby to jego przyjaciel zachorował, a nie dopiero co poznana dziewczyna.
-Boli mnie głowa i mam stan podgorączkowy. Nic takiego. - starałaś się trochę rozluźnić.
-Na pewno? Może Ci w czymś pomóc?
-Niee, nie trzeba. Naprawdę nie jest źle. - puściłaś mu oczko.
-No dobrze. To ja już idę, bo nie zdążę na lekcje.
-Ok.
-To... do zobaczenia?
-Pa. - zamknęłaś drzwi i pobiegłaś do swojego pokoju. Zaczęłaś piszcześć, jak chora i skakać. To w ogóle nie było do Ciebie podobne. Zaczęłaś się śmiać z samej siebie i dopiero teraz zrozumiałaś, że cieszysz ryja do siebie, co wywołało u Ciebie jeszcze większy wybuch śmiechu.
Uspokoiłaś się trochę i pokierowałaś do kuchni, zeby zjeść śniadanie. Potem położyłaś się do łóżka i zasnęłaś. Musiałaś odpoczywać, w końcu byłaś chora.
Ze snu wyrwało Cię pukanie do drzwi. Spojrzałaś na zegarek, była już 14. Spałaś tak długo? To do Ciebie niepodobne. Otstanio zaczęłaś zachowywać się zupełnie inaczej niz zwykle.
Okryłaś się kocem i pokierowałaś do drzwi. Boże... Twoje serce zaczęło szaleć ponownie. Już drugi raz w ciągu dnia, dzieje się coś wspaniałego.
-Witaj ponownie. - Niall uśmiechnął się do Ciebie uroczo.
-Cześć. - zaśmiałaś się cicho. - Chcesz wejść?
-A nie będę przeszkadzał?
-Jasne, ze nie. I tak nie mam co robić.
-No dobrze. - wszedł do Twojego domu, zamknął drzwi, ściągnął trampki i pokierował się za Tobą do salonu.
-Chyba jeszcze nie zdążyłam Ci powiedzieć, jak mi na imię. Jestem...
-Wiem, wiem jak masz na imię. - usmiechnął się.
-Skąd? - zapytałaś zmieszana.
-Jak chcę to wiem. - zaśmiał się. Podszedł do Ciebie i dotknął twojego czoła. Jego dotyk sprawił, ze dostałaś prawie palpitacji serca. - Jak się czujesz? Masz strasznie gorące czoło. - skrzywił się lekko.
-Głowa już mnie nie boli, ale strasznie mi zimno.
-Może mierz sobie temperaturę, hm?
-No dobrze. - wzięłaś termometr i wsadziłaś go sobie pod pachę. Po 5 minutach wyciągnęłaś i nie chciałaś wierzyć właśnym oczom.
-I jak?
-Nnic..
-Pokaż mi to. - wyrwał Ci z dłoni cienki pręcik. - Boże! Kobieto, masz 39 stopni. Kładź sie do łóżka.
-Ale... - zaśmiałaś się lekko. - poradzę sobie.
-Żadnego ale! Właśnie widzę, jak sobie radzisz. - zachichotał. - Chyba, ze mam już iść... - speszył się trochę.
-Nie, możesz zostać. - uśmiechnełaś się, jak najlepiej potrafiłaś, a jego wzrok zawiesił się na Tobie. Odwróciłaś głowę, bo czułaś, że się czerwienić.
-No... no to połóż się, a ja coś wykombinuję.
-Ok. - położyłaś się pod ciepły koc i mimo gorączki czułaś się szczęśliwa. Po chwili Blondyn przynióśł Ci gorącą herbatę i trzymal coś małego w dłoni.
-Proszę. - usiadł obok ciebie, naprawdę blisko. - Tu herbatka, a tu tabletka. - podał Ci białe coś do ręki oraz kubek.
-Co to jest? - zapytałaś zaskoczona.
-Apap Skarbie. Nigdy nie widziałaś apapu? - zaczął się smiać i po chwili mu zawtórowałaś.
-Spadaj. - upiłaś łyk herbaty, gdy już się trochę podniosłaś. Następnie połknęłaś tabletkę i popiłaś ciepłym płynem.
-No a teraz się połóż i odpocznij.
-Nie nudzi Ci się ze mną?
-Z Tobą nigdy. - usmiechnął się. Zarumieniłaś się lekko.
-Oj przestań. Mówię poważnie.
-Ja też mówię poważnie. - ułożyłaś głowę na poduszce i przymknęłaś powieki. Po jakiś 5 minutach poczułaś, jak czyjaś dłoń gładzi Cię po czole i włosach. Było Ci tak przyjemnie, że nie miałaś siły tego przerwać.
- Gdybyś tylko wiedziała, jak się cieszę, że w końcu Cię poznałem. - usłyszałaś ciche szeptanie. Odruchowo otworzyłaś oczy i od razu się za to skarciłaś. Jego oczy momentalnie się powiększyły, a jego policzki stały się pomidorowe. Uśmiechnęłaś się lekko, aby jakoś rozluźnić atmosferę.
-Nudzi Ci się, prawda? - zapytałaś. Nie chciałaś, aby stracił dzień, patrząc jak się kurujesz.
-Nie. Tylko troche mi niewygodnie. - zaśmiał się nerwowo. Wiedziałaś, że to strasznie głupie, ale zrobiłaś mu więcej miejsce obok siebie.
-To się połóż. - tym razem nerwowy chichot należał do Ciebie. Jednak błękitnooki nic zareagował negatywnie, położył się obok Ciebie nic nie mówiąc. Twoje serce szalało. Nie dosyć, że Niall leżał obok ciebie to patrzył prosto w Twoje oczy. Wyjął rękę spod koca i odgarnął kosmyk  Twoich włosów za ucho, usmiechając się delikatnie.
Poczułaś nagły przypływ odwagi i przybliżyłaś się do niego i wtuliłaś w tors. On objął Cię i przyciągnął jeszcze bliżej. Szczęście w Tobie buzowało. Nie mogłaś już zasnąć. Rano wyspałaś się wystarczająco, więc teraz nie było mowy i śnie. Mimo tego nie zamierzałaś wstawać.
Dłoń Blondyna zaczęła jeździć wzdłuż Twoich pleców, a po Tobie przeszło milion dreszczy.
Po 10 minutach nadal nie mogłaś spać. Pod wpływem jego dotyku, czułaś ucisk w podbrzuszu i latające motylki. Podniosłaś delikatnie głowę i spojrzałaś w jego oczy. O kurde... nie spodziewałaś się, że są tak blisko. Uśmiechnął się do Ciebie słodko, a Ty odwzajemniłaś uśmiech. Nagle jego twarz zaczęła zbliżać się do twojej. Twoje serce przyspieszyło jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Po chwili jego usta przywarły delikatnie do twoich warg. Musnął je delikatnie, po czym odsunął zdenerwowany.
-E.. przepraszam. Nie powinienem. - zaczął. Był nieźle zestresowany. Nie mógł znaleźć słów, aby coś jeszcze powiedzieć. Uśmiechnęłaś się szeroko, po czym tym razem Ty zniszczyłaś odległość między nami. Zaskoczony twoim postępem, zrozumiał, że nie miałaś nic przeciwko. Przytulił Cię do siebie jeszcze bardziej i kontynuował pocalunek. Muskaliście delikatnie swoje wargi, aż w końcu dopuściliście do siebie swoje języki. Tańczyły wokół siebie i walczyły o dominację. Było Ci niezwykle przyjemnie, choć dokładnie nie byłaś pewna, że to co się dzieje to prawda. Po kilkunastu sekundach oderwaliście od siebie, a Wasze czoło się złączyły.
-Codziennie na Ciebie patrzę, wiesz? Gdy zobaczyłem Twoją twarz w oknie, po prostu musiałem Cię poznać. - usmiechnęłaś się szeroko.
-Nie wiem co powiedzieć... bo wiesz... ja codziennie patrzę na Ciebie z okna. - oboje byliście zarumienieni i szczęśliwi. Jego wargi ponownie przywarły do twoich. Podarował Ci cudowny pocałunek, który należał do Twoich najpiękniejszych. Czułaś jego słodki posmak.
-Kocham Cię. - wyszeptał Ci prosto do ucha.
-Ja Ciebie też. - opwiedziałaś z uśmiechem i wtuliłas się w niego mocno.

poniedziałek, 17 września 2012

2. Larry.

Nastał kolejny dzień. Właściwie, nie miałem nawet ochoty wstawać. Nie chciałem się ruszyć z łóżka, tylko leżeć tu przez resztę mojego, beznadziejnego życia. Dzisiaj minęły równe trzy miesiące. Trzy miesiące bólu, cierpienia i rozpaczy. Może przesadzam, ale to cholernie boli. Odrzucenie i wstyd. Właśnie to czułem przez ten czas i czuję nadal. Jak mogłem być taki głupi?
Tak dla Waszej wiadomości jestem gejem, a na imię mi Harry. Homoseksualny jestem już dość długo i moi przyjaciele z zespołu wiedzą od samego początku. Wiedzieli również, że podobał mi się pewien chłopak, lecz nigdy nie powiedziałem im, kim on był. Pewnie dlatego, że był to jeden z nich, a mianowicie Louis. Nie potrafiłem o nim nie myśleć. Nie potrafiłem skupić się na nauce, ponieważ ciągle siedział w mojej głowie. Czasem potrafiłem  nie przespać całej nocy, a spędzić ją na rozmyślaniu o nim. To męczyło mnie przez cały czas. Nigdy nie przypuszczałem, ze mógłbym postąpić tak nieodpowiedzialnie i powiedzieć o tym Liamowi. To on zawsze wydawał mi się najbardziej rozsądny, rozważny i tolerancyjny. Zrozumiał to i zaakceptował, lecz nie umiał mi doradzić. Poszedłem więc z tym do Nialla, który przez tydzień nie mógł mi uwierzyć, więc nie naciskałem dalej. Nie miałem pojęcia, co zrobić, więc poszedłem do Zayna. Powoli, dokładnie i starałem się łagodnie, opowiedziałem mu o całej sytuacji. Jednak już od początku, gdy do niego przyszedłem, wydawał się dziwny. Jakby chciał, abyśmy porozmawiali o tym kiedy indziej. Widziałem to w jego zachowaniu, lecz kazał mi mówić dalej. Kiedy skończyłem, odparł, że wie. Liam i Niall z nim o tym rozmawiali. Zayn polecił mi, aby porozmawiał z Louisem. Głupi go posłuchałem i do niego poszedłem. Z ogromną trudnością, opowiedziałem mu co czuję. Jednak ten nic nie powiedział. Patrzył na mnie wielkimi oczami i się nie odezwał. Czekałem chyba 15 minut, jak debil, lecz nadal nie uzyskałem odpowiedzi. Wstałem więc z kanapy w jego salonie i wyszedłem z mieszkania. Zamknąłem się w swoim domu, bo tu czułem się najbezpieczniej. Jednak nie zmienia to faktu, ze czułem się beznadziejnie. Co chwile mój telefon dzwonił. Jak nie Liam, to Niall, jak nie Niall to Zayn. Louis nie dzwonił przez pierwsze dwa tygodnie. Potem jednak zaczął wydzwniać najczęściej. Dobijali się również do moich drzwi, lecz żyli chyba w przekonaniu, ze mnie w nim niema.
Od ponad miesiąca codziennie, po kilka godzin, wgapiałem się w posty na twitterze. Ludzie zaczęli nagle mnie wyśmiewać. Że zachowuję się, jak dziecko, jak rozpieszczona gwiazdeczka, która ma za dużo. Ludzie tak po prostu mnie znienawidzili. Spędzałem pół nocy na pustym płaczu, który rozrywał mnie od środka. Nie miałem siły na nic. Najgorsze jednak było wgapianie się w małe pudełko. Pudełko, które zawierało tabletki. Tabletki, które mogły mi pomóc. Mogłyby usnieżyć mój ból na zawsze, na wieczność. Jednak byłem zbyt wielkim tchórzem, żeby to zrobić.
W tym momencie właśnie siedziałem w łóżku i wgapiałem się w to pudełko. Trzymałem je w dłoniach i obracałem palcami. Nagle podskoczyłem na dźwięk, głośnego pukania do drzwi. Po chwili zamieniło się ono w walenie i kopanie.
-Otwórz! Rozumiesz, co mówię?! Otwórz te pieprzone drzwi, Harry! - tak dawno nie słyszałem jego głosu. Uśmiechnąłem się delikatnie, na myśl, że jednak o mnie nie zapomniała osoba, którą kochałem, jak nikogo na świecie. Louis pofatygował się i przyszedł mnie odwiedzić. Jednak nie zamierzałem mu otworzyć. Nie miałem na to siły, tak samo, jak nie miałem siły połknąć tych tabletek.
-Błagam! Wiem, że tam jesteś! Wiem też, że mnie słyszysz! - nie mówił. Krzyczał. Był zdenerwowany i trochę przerażony. Czułem to w jego głosie. Natomiast ja... ja nie umiałem nic, na to poradzić. Po mojej twarzy ponownie wylały się łzy, bo nie potrafiłem otworzyć mu drzwi. Bałem się odrzucenia, a przede wszystkim wyśmiania. Nie potrafiłbym spojrzeć mu w oczy, po tym wszystkim, co mu powiedziałem. Wyznałem mu miłość, a on nawet nic nie powiedział.
-Dobrze, nie to nie. Jednak  nie odpuszczę. Będę tu siedział, dopóki mi nie otworzysz, ale jeszcze chciałbym Ci coś powiedzieć. - słuchałem go uważnie, nie potrafiąc zatamować, lejących się łez po mojej twarzy. - Wtedy... nic nie powiedziałem. Nic nie powiedziałem, bo... bo nie miałem słów, żebym mógł opisać to co czułem. Bo tak... byłem cholernie przerażony. Nie spodziewałem się tego, nigdy. Zawsze myślałem, że wolisz innych, że już jesteś w kimś zakochany i że ja jestem tylko przyjacielem, któremu wyżalisz się, gdy tamten Cię zostawi. Chociaż trudno by było Cię zostawić. Bo Harry, jesteś wspaniały. Uwielbiam Cię pod każdym względem. I tak, mówię to teraz, przed Twoimi drzwiami od domu, gdy na chodniku przechodzą zwykli ludzie i to słyszą. Nie wstydzę się tego, że jesteś dla mnie kimś okropnie ważnym. - moje serce biło, jakby ktoś walnął je młotem. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do drzwi. Stanąłem na przeciwko nich i patrzyłem w nie tępo. -Harry? Harry, to Ty? - wytarłem twarz, po której nadal spływały łzy. Nie wiedziałem dokładnie dlaczego, ale cisnęły mi się do oczu. Podszedłem bliżej drzwi i położyłem dłoń na klamce. Jednak po chwili przycisnąłem ją do siebie. - Otwórz. Proszę. - jego słowa były tak wyraźne. Stał tam, za drzwiami. Tak blisko mnie. Odkręciłem zamek od drzwi i zrobiłem krok do tyłu. Zobaczyłem, jak klamka powoli opada na dół, a drzwi się uchylają. Po chwili ujrzałem, twarz Louisa. Wszedł ostrożnie do mojego domu i zamknął za sobą drzwi.
-Boże, Harry. - podbiegł do mnie szybko, ujmując moją twarz w dłonie. - Jadłeś coś w ogóle? - patrzyłem na niego zaskoczonym i okropnie zmęczonym wzrokiem. Nie przypuszczałem, że tak łatwo przyjdzie mi wgapianie się w jego piękne oczy. Jednak nie potrafiłem nic powiedzieć. Moje  gardło było zaschnięte i tak właściwie dopiero teraz się zorientowałem, że bardzo dawno nic nie jadłem. Zebrałem wszystkie swoje myśli oraz siły, żeby coś z siebie wydusić.
-Coś tak. - odparłem cicho.
-Kiedy?
-Nie wiem. - powiedziałem, bo naprawdę nie wiedziałem, kiedy zjadłem swój ostatni posiłek. Louis patrzył na mnie przestraszonymi oczami i błądził wzrokiem po mojej twarzy. Nagle, ni stąd ni zowąd, mocno mnie do siebie przytulił. Czułem przyspieszone bicie jego serca. Zrobiło mi się tak przyjemnie ciepło. Po moim ciele rozlało się tysiące dreszczy. Po mojej twarzy zaczęły spływać pojedyncze łzy. Zdałem sobie sprawę, że on nigdy nie będzie mój. To tylko zwykły przyjacielski uścisk...
-Harry, tak strasznie Cię przepraszam. - zaczął rozpaczliwym głosem. - powinienem coś odpowiedzieć, wiem.
-Nie. Zrobiłeś, co uważałem za rozsądne.
-Problem w tym, że tego nie zrobiłem. Chociaż nie wiem, co by było rozsądne. - odkleił się ode mnie i ponownie ujął moją twarz w dłonie. - Rozsądne było by, gdybym Ci wyjaśnił, że nic do Ciebie nie czuję, poza przyjacielską miłością. Że nigdy nie zastanawiałem się, czy przypadkiem nie kręcą mnie chłopcy. Że nigdy o Tobie nie myślałem w inny sposób. Że nie pragnąłem się z Tobą widywać częściej niż przeciętnie. Jednak nie chciałem Cię okłamać. Dlatego nie powiedziałem nic. Bałem się. Jestem cholernym tchórzem. - patrzyłem w niego tępo i nie mogłem uwierzyć w jego słowa. Moje serce biło, jak oszalałe, a nogi powoli mi miękły. On... On... coś do mnie czuje?
-Lou... - zacząłem, chcąc zapytać, czy to co mówił jest prawdą, jednak nie zdążyłem. Jego wargi nagle przykleiły się do moich. Zaczął muskać delikatnie i ostrożnie moje usta. Tak bardzo mi się to podobało, że zacząłem powoli oddawać jego pocałunek. Lou objął mnie w talii i przyciągnął bliżej siebie. Przywarłem do jego ciała, a moje ręce powędrowały na jego szyję. Mógłbym trwać w tej pozycji strasznie długo, jednak on postanowił skończyć to właśnie w tej chwili. Nie odsunął się ode mnie daleko, po prostu odkleił swoje usta od moich.
-Bo Harry... prawda jest taka, że już od dłuższego czasu jestem w Tobie zakochany.

piątek, 7 września 2012

III. Imagin.


Siedziałaś właśnie na ławce w parku i rozmyślałaś o tym, że lepiej być nie może. Od trzech miesięcy jesteś z Twoim wymarzonym Harrym. Od początku waszej znajomości Ci się podobał. Śledziłaś jego życie i skrycie się w nim podkochiwałaś. Pewnego dnia Twoja przyjaciółka przekazała Ci plotkę, że podobasz się pewnemu kędzierzawemu chłopakowi. Miałaś ogromną nadzieję, że jest nim Harry i Twoja nadzieja się spełniła. Od imprezy urodzinowej Twojej koleżanki zaczęliście spędzać ze sobą więcej czasu. Rozmawialiście na coraz to bardziej osobiste tematy i wszystko dobrze się układało. Nigdy nie spodziewałaś się, że tak łatwo pójdzie Ci z chłopakiem. Kilka tygodni później spróbowaliście być razem. On poświęcał dla Ciebie dużo czasu i nawzajem. Wasz związek kwitł i kwitł, a dzisiaj spędzacie dzień, chodząc po ulicach niezbyt zatłoczonego miasta. Jesteś okropnie szczęśliwa i niema dnia, w którym się nie uśmiechasz.
-Idziemy się przejść? - zapytał Hazza, odwracając głowę w Twoja stronę.
-Jasne. - uśmiechnęłaś się i już miałaś wstawać, gdy zatrzymał Cię pocałunkiem. Objął Cię ostrożnie w pasie i do siebie przyciągnąć. Poczułaś ucisk w podbrzuszu oraz latające motylki. Inaczej mówiąc, rozpływałaś się pod wpływem jego dotyku.
Gdy już się od siebie oderwaliście ruszyliście drogą, trzymając się za dłonie. Zaczęliście rozmawiać o tym jak minęły Wam wakacje, bo tego tematu jeszcze nie poruszyliście. Miałaś mu to powiedzenia mnóstwo rzeczy, więc wypowiadałaś słowa dość szybko. Po Twojej przemowie, Loczek opowiedział Ci o swoim wyjeździe do Grecji i spędzonym tygodniu ze znajomymi w domku letniskowym. Bardzo za sobą tęskniliście przez te dni spędzone osobno. Oczywiście, były dni, gdzie spotykaliście się ze sobą, jednak nigdzie nie wyjechaliście, ponieważ Twoi rodzice się nie zgodzili.
Po godzinnym spacerze, wylądowaliście na moście, gdzie Harry pierwszy raz Cię pocałował. Przystanęliście na chwilę i popatrzyliście na rzekę, płynącą pod Wami.
-[T.I.]..
-Tak?
-Kocham Cię. - przytuliłaś się natychmiast do niego i przystawiłaś usta do jego ucha.
-Ja ciebie też kocham. - wtuleni w siebie poszliście dalej.
Kilka godzin później.
Wróciłaś już do domu i szykowałaś się na jutro do szkoły. Byłaś bardzo zadowolona z dzisiejszego dnia. Nagle do twoich uszu dobiegł dźwięk Twojego dzwonka w telefonie. Zobaczyłaś, że dzwoni Twoja najbliższa przyjaciółka, więc pospiesznie odebrałaś.
-Cześć Kochana.
-Hej. [T.I.], musimy pogadać.
-Coś się stało?
-Możemy się spotkać?
-Teraz? Jest 21.
-Wiem, ale to ważne. Naprawdę.
-Ale o co chodzi?
-O Harrego. - gdy wypowiadała te słowa jej głos zadrżał, jakby miała zaraz się rozpłakać.
-Boże, co się stało?! Gdzie jesteś? - westchnęła głośno, zanim zaczęła mówić dalej.
-Spokojnie, błagam. Zaraz będę pod Twoim domem.
-Ok, już idę. - rozłączyłaś się i pobiegłaś ubrać szybko buty. Nawet nie powiedziałaś nic rodzicom tylko wybiegłaś czym prędzej z domu. Coś działo się z Twoim Harrym! Tylko za cholere nie wiedziałaś co! Zobaczyłaś, idącą w Twoim kierunku przyjaciółkę. Gdy Cię zobaczyła podbiegła do Ciebie i mocno przytuliła.
-[I.T.P.] co się stało?
-Ja nawet nie wiem jak to się stało..
-O co chodzi? I dlaczego ja nic nie wiem?
-Chodź.
-Nie! Powiedz najpierw co się stało.
-Harry odszedł.
-Słucham? Gdzie on jest?! Wyjechał?
-Nie.
-Nie rozumiem. - w Twojej głowie był ogromny mętlik. Byłaś strasznie zmieszana i nie wiedziałaś co się dzieję. Bałaś się, że coś złego stało się Styles-owi. Jednak słowa Twojej przyjaciółki wgl. do Ciebie nie trafiały i nie mogłaś jej zrozumieć.
-[T.I.] On umarł. - powiedziała to tak cicho, że ledwo usłyszałaś.
-Chyba źle usłyszałam?
-Nie. -po jej twarzy splywały łzy. Pełno łez. Była przerażona. Tak bardzo ją kochałaś, było Ci smutno, że płakała. Zawsze mówiła Ci prawdę, nawet tą najgorszą. Jednak teraz... nic do Ciebie nie docierało.
-Chyba jednak źle. Możesz powtórzyć?
-Harry nie żyje! Rozumiesz? - po wypowiedzeniu dość głośnym tonem tych słów Twoja przyjaciółka wybuchnęła płaczem. Ty jednak stałaś jak wryta, a wszystko wokół Ciebie się kręciło. Raz miałaś ochotę biec, gdzieś daleko, a drugi paść na łóżko i nigdy z niego nie wstawać. Słowa [I.T.P.] huczały Ci w głowie, która pulsowała. Miałaś szeroko otwarte oczy i nic do Ciebie nie docierało. Twoja przyjaciółka chodziła wokół Ciebie i chyba wymawiała Twoje imię. Sama nie byłaś pewna, co mówi.
Po kilkunastu minutach znalazłaś się w domu, a obok siedziała Twoja najbliższa. Wgapiałaś się tępo w ścianę, lecz wiedziałaś, iż musisz się ogarnąć i dowiedzieć czegoś więcej. Wzięłaś kilka głębokich wdechów i zaczęłaś.
-Skąd wiesz?
-Liam do mnie zadzwonił.
-Ale... jak to się stało? - mówiłaś bardzo szybko, bo bałaś się, ze gdy zaczniesz mówić dłużej rozpłaczesz się i nie będziesz mogła przestać. Na razie wykorzystałaś Twoje otępienie.
-Nie wiem. Gdy się dowiedziałam od razu pobiegłam do Ciebie.
-Mogłabyś zadzwonić do Liama i się czegoś dowiedzieć?
-Jasne.
Gdy Twoja kumpela odłożyła telefon spojrzałaś na nią i czekałaś, co powie.
-Harry. On. Był chory. - wzięła wdech i powoli wypuściła powietrze. Po jej twarzy nadal spywały pojedyncze łzy, lecz starała się być opanowana. - Miał problemy psychiczne. Miał koszmary w nocy i rzadko właściwie spał z tego powodu. Jakieś zjawy nawiedzały go w wyobraźni, mówiąc... - urwała i ukryła twarz w dłoniach.
-mówiąc?
-mówiąc, że nie może żyć. Że jeśli nie umrze to zabiją Ciebie. - wykrztusiła z siebie te słowa, szlochając głośno, jak małe dziecko.
-Skąd Liam to wszystko wie?
-Harry zostawił małą kartkę i zapisał to wszystko oraz, że strasznie Cię kocha i przeprasza. Powiesił się na poddaszu swojego domu.
2 dni później.
To zbyt żenujące, zeby opowiadać o tym jak się czułaś. Przecież to oczywiste, że przez całe dnie płakałaś i leżałaś w łóżku. Nie miałaś na nic siły. Pewnie było to również spowodowane tym, iż nic nie jadłaś. Piłaś tylko czasem wodę, bo mama ją wciskała Ci najbardziej. Byłaś okropnie załamana. Czytałaś jego list. Napisał o swoich problemach, jednak najwięcej napisał o Tobie. Wyraził ogromną miłość do Ciebie i poświęcenie. Nie mogłaś zrozumieć, dlaczego to zrobił. Mógł się leczyć. Brał podobno jakieś leki, ale mało dawały. No ale mógł zwiększyć dawkę! Pełno myśli przelatywało przez Twoją obolałą głowę. Twoja przyjaciółka regularnie Cię odwiedzała i leżała obok Ciebie. To chyba najbardziej Ci pomagało. Czasem nawet chwilę rozmawiałyście, lecz nie długo. Własnie teraz leżała obok Ciebie.
-Ej.
-Tak Kochanie?
-Przepraszam.
-Nie masz za co.
-Ale będę miała.
-O czym Ty mówisz, Skarbie? Jesteś zmęczona, prześpij się.
-Ale powiedz, że mi wybaczysz.
-Oczywiście.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też kocham, Słońce. - pocałowała Cię w czoło, a Twoje plany już były poukładane.

Kilka dni później przyjaciółka wchodzi do Twojego pokoju. O dziwo nie spotyka Cię w łóżku, więc idzie do Twoich rodziców. Odpowiadają, że Ciebie nie widzieli. zaczynasz jej szukać razem z rodzicami. Obdzwoniłaś wszystkich przyjaciół, zeby pomogli. Liam, Niall, Zayn i Louis chodzili z Tobą po miejsach, gdzie mogłabyś być, lecz wszędzie było pusto. Po godzinie szukania wpadła na pomysł, który ją przestraszył, lecz mógł być pomocny.
-Dom Harrego? - wszyscy się zgodzili, lecz było im ciężko. Hazza mieszkał sam i spędzaliście u niego naprawdę dużo czasu.
Stanęli na przeciwko drzwi jego domu i zapukała. Nikt się nie odezwał. Nacisnęła na klamkę, a drzwi się otworzyły. Wlecieli do mieszkania i zaczęli poszukiwania. Zajrzała do pokoju Harrego, lecz bębniła w nim cisza. Pobiegła więc na górę. Okropnie bała się wejść na strych. Jej przerażenie było ogromne. Jednak otworzyła drzwi, a po chwili uklęknęła na ziemię, mocno waląc kolanami o podłogę. Otworzyła szeroko buzię, a z jej wydobył się głośny krzyk, zmieniający się w szloch. Nagle zrozumiała to, dlaczego przepraszałaś. Jej przyjaciółka leżała na podłodze. Obok było spore pudełko po tabletkach. Już puste.

II. Imagin.


Obudziłaś się właśnie po męczącym dniu. Przez cały dzień byłaś zalatana i starałaś się wszystko dobrze zrobić. Wczoraj były 16. urodziny Twojej najlepszej przyjaciółki. Od rana załatwiałaś jedzenie, muzykę, prezenty od gości - w końcu musiałaś je gdzieś poukładać. To miała być idealna impreza. Byłaś nieźle zorganizowana, a twoje kochane koleżanki bardzo Ci pomagały. Wszystko poszło świetnie. Dziewczyny oraz przyjaciółka bawiły się cudownie. Oczywiście, Ty też miałaś za sobą dobrą zabawę, jednak było małe ale. Na imprezie pojawili się wszyscy goście, oprócz jednego. Twój przyjaciel, w którym od dawna się podkochiwałaś. O którym czasem nawet śniłaś i nie potrafiłaś przestać o nim nie myśleć. Traktowaliście się jak przyjaciele, uwielbialiście swoje towarzystwo. Przyjaźniliście się od pierwszej gimnazjum i zwierzaliście się nawzajem. On zdążył mieć już kilka dziewczyn na oku, jednak Ty, choć był to idealny wiek na podryw, nie byłaś nikim zainteresowana. Bardzo pragnęłaś szczęścia Harrego, lecz było Ci smutno, gdy opowiadał Ci o tych wszystkich laskach. Jednak nigdy nie wyszło mu z żadną nic poważnego. Kończyło się tak samo, dwie, góra trzy randki i cisza z obu stron. Zaprosiłaś go z wyprzedzeniem na urodziny i miałam ogromną nadzieję, że się na nich pojawi. Było to dla Cb bardzo ważne. Jednak olał sprawę.
Kilka godzin później...
Siedziałam przed telewizorem i wgapiałaś się zmęczonym wzrokiem w ekran. Poczułaś nagle w lewej kieszeni dresowych spodni wibracje. Twój telefon dzwonił. Wyjęłaś go i pospiesznie odebrałaś, nie zważając na to kto dzwoni.
-Halo?
-Cześć. Tu Harry.
-A. Hej. - odpowiedziałaś oschle.
-Przepraszam, że mnie wczoraj nie było.
-Nie szkodzi.
-Przecież wiem, że szkodzi.
-Nienie. Naprawdę. Wszystko ok.
-Nie mogłem przyjść, bo przesiedziałem całą noc w szpitalu...
-Naprawdę nie musisz mi się tłumaczyć. - przerwałaś mu. - zaraz, zaraz. Słucham? Jakim szpitalu? Co się stało? - podniosłaś się z kanapy lekko zdenerwowana.
-Moja mama miała wypadek. - westchnął. - Nic się nie stało, ale nie chciałem jej zostawiać tak samej.
-Przykro mi. Cieszę się, że to nic takiego. - było Ci głupio. Jego matka leżała w szpitalu, a Ty strzelałaś fochy, ze nie zjawił się na imprezie.
-Emm... [T.I.] mam mała prośbę.
-Tak?
-Ale nie chcę się narzucać...
-Mówże wreszcie.
-Mogę do Ciebie wpaść?
-Jasne. - Twoje serce zaczeło bić przyspieszonym tempem, gdy odłożyłaś komórkę. O Boże. On zaraz się tu zjawi, a Ty jesteś w dresach.
Za późno. Puka.
Stanęłaś pzred drzwiami totalnie nie przygotowana.
-Cześć. - powiedziałaś niewinnie.
-I tak wyglądasz najpiękniej. - powiedział wyszczerzony, a Ty się zarumieniłaś. Wpuścilaś go do środka i zaczęliście rozmawiać. Opowiedział Ci trochę więcej o wypadku i milion razy przepraszał, ze nie przyszedł na imprezę.
-[T.I.]...
-Hm?
-Chciałbym Ci coś powiedzieć.
-Mów śmiało. - odparłaś z uśmiechem.
-Dlaczego nie masz chłopaka? - spojrzałaś na niego wielkimi oczami. - Nie chodzi mi, że.... No bo jesteś taka śliczna, miła, cudowna...
-Przestań. - zaśmiałaś się nerwowo. - a Ty czemu nie masz dziewczyny?
-Proste pytanie. - powiedział pewnie.
-No to dlaczego? - tym razem nie uzyskalaś odpowiedzi. Harry zblizył się do Ciebie i położył dłon na Twoim policzku. Patrzył głęboko w Twoje oczy, po czym podarował Ci najcudowniejszy pocałunek świata.