środa, 26 grudnia 2012

10. Larry.

Usiadłem w cieniu dużych, zielonych krzaków i skuliłem się, jak zawsze, podczas długiej przerwy. Robiłem tak codziennie, aby nikt spoza moich przyjaciół mnie nie widział. Nie lubiłem rzucać się w oczy. Zawsze uciekałem do miejsc, które są odludnione, gdzie nikogo nie ma, gdzie mogę być sam. Wybrałem życie w samotności i bólu. Na nic innego nie byłem skazany. Odkąd pamiętam byłem poniżany i przezywany. Nie tylko w szkole, lecz nawet w rodzinie. Nie wiem, co takiego robiłem, że ludzie wyśmiewali się ze mnie nawet na ulicy, ale tak już było. Mój przyjaciel, Niall, zawsze powtarzał mi, że to się dzieje tylko w mojej głowie, bo nikt nie robi mi tak chamskich rzeczy, o których mu opowiadam. Czasami czuję się, jakbym był chory i nawet udaję mi się na kilka minut uwierzyć Blondynowi. Jednak, po chwili wracam do swojego świata i żyję z przykrą świadomością, iż jestem tutaj niechciany. Ja, Harry Styles.

-Cześć. - powiedział Irlandczyk, siadając obok mnie. Na jego widok od razu się uśmiechnałem. Mimo mojej odmienności, zawsze do mnie przychodził i chciał spędzać ze mną czas. To jemu mogłem ufać bezgranicznie.
-Czeeść. Co tam u Ciebie?
-Nieźle, już niedługo koniec tych lekcji. Lepiej opowiadaj co u Ciebie.
-To samo. Matt znowu na mnie patrzył tak dziwnie na matmie.
-To znaczy jak?
-Jakbym był nienormalny.
-W jakim sensie?
-Dziwny, niechciany, nielubiany, głupi.
-Haz, przestań. Przecież tak nie jest. Nawet nie pozwalasz poznać się innym ludziom.
-Bo oni mają mnie za innego!
-Spokojnie, Harry.
-Niall...
-Tak?
-Przepraszam. Nie wiem, dlaczego taki jestem.
-Wiem, że to głupio zabrzmi... ale myślałeś kiedyś, aby pójść do psychologa? - jak oparzony, spojrzałem na niego, niedowierzając w jego słowa.
-Słucham?!
-Nie myśl o tym źle.
-Ty też masz mnie za takiego!
-Nie, Haz! Uspokój się! - wziąłem pare głębokich wdechów, aby chociaż postarać się opanować emocje. Nie mogłem w to uwierzyć.
-Dlaczego?
-Harry, dzieje sie z Tobą coś niedobrego. Nie uważam Cię za głupiego, bo jesteś naprawdę cudownym, dobrym i kochanym przyjacielem. Chcę Ci pomóc. - był moim bliskim, dlatego mu uwierzyłem. Nie chciałem już taki być. Chciałe poczuć się szczęśliwy.
-Pomóż mi. - usłyszałem moje ciche, ledwo słyszalne słowa. Były one wypowiedziane pod wpływem impulsu i narastającego we mnie smutku. Było mi źle, że nie potrafiłem czuć się normalnie. Chciało mi się płakać.
Horan przytulił mnie mocno do siebie, a ja zatopiłem się w jego ramionach.
-Oczywiście Harry. Po to jestem. - szeptał, aby mnie pocieszyć.

3 dni później.
-Harry, dasz radę, prawda?
-Oczywiście.
-Nie uciekniesz stamtąd. Dasz sobie pomóc.
-Tak, Niall.
-Wyrzuć z głowy myśl, że On ma Cię za głupiego, ok?
-Już to mówiłeś!
-Oh, przepraszam. Po prostu się denerwuję.
-Dam sobie radę. - zaśmiałeś się cicho i puściłem mu oczko. Chłopak usiadł w poczekalni, pokiwałem mu na pożegnanie, po czym ruszyłem do drzwi z napisem:
PSYCHOLOG Louis Tomlinson

sobota, 22 grudnia 2012

9. Ziall.

Niall obudził się dość wczesnym rankiem. Gdy tylko uniósł powieki, sięgnął po telefon, aby sprawdzić godzinę. Była dopiero szósta. Odwrócił się na drugi bok, lecz nie mógł zasnąć. Jego umysł zaczęły dręczyć uporczywe myśli o tym, co wczoraj zrobił. Od lat przyjaźnił się z Zaynem, byli najlepszymi przyjaciółmi, a on wszystko zepsuł.
-Mogłem zachować to dla siebie. - pomyślał chłopak. Był rozczarowany i zły, lecz nie tylko na siebie. Myślał, że jako przyjaciel, Zayn zrozumie to, że Niall nie był taki jak inni. Blondyn od trzech lat żyje ze świadomością, że woli chłopców, tak jest gejem. Nikomu o tym nie mówił, nawet rodzinie. Wczoraj jednak, postanowił przyznać się Malikowi, który najpierw nie chciał uwierzyć. Zaczął się śmiać, lecz gdy zobaczył minę przyjaciela, od razu przestał. Potem już nic nie powiedzieć. Niall, nie chcąc pokazać, jak bardzo go to zabolało po prostu odszedł, nie reagując na wołanie chłopaka. Był przekonany, że jego krzyki, aby zawrócił, były tylko w jego głowie, więc zignorował to i zamknął się na resztę wieczoru w pokoju.

Godzinę później.   
    Nie mogąc wytrzymać dłużej, leżąc bezczynnie w łóżku, Horan wstał, wziął prysznic i założył świeże ubrania. Zszedł cicho na dół, aby nie obudzić rodziców i zrobił sobie herbatę. Nie był głodny. Chciał tylko rozgrzać się gorącym płynem i pochłonąć się w lekturze, aby na chwilę zapomnieć o otaczającym go świecie.

Gdy wrócił na górę, spojrzał na ekran komórki i zobaczył 3 nieodebranie telefony od Zayna. Już od siódmej wydzwania? Co jest? Może chce się znowu pośmiać? Od samych myśłi, w jego gardle pojawiła się gula, której nie mógł się pozbyć. Nagle, usłyszał wibracje. Na wyświetlaczu, przeczytał imię Zayna, lecz bał się odebrać. Po dłuższym przemyśleniu, nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.
-Halo? - usłyszał po drugiej stronie.
-Cześć.
-Niall! W końcu! Dlaczego wczoraj nie odbierałeś?
-Jakoś nie miałem czasu.
-Niall...
-Słucham?
-Przepraszam.
-Spoko.
-Niall, proszę. Ja nie chciałem, żeby tak wyszło. Myślałem, że żartujesz i w ogóle. Nigdy mi tego nie mówiłeś, zrozum.
-...
-Wiem, przeprosiny przez telefon są do dupy.
-...
-Spotkajmy się.
-Nie mam czasu.
-Niall, proszę...
-Jest przed ósmą, Zayn. Co robisz tak wcześnie?
-Dzwonię do Ciebie! - mimowolnie się uśmiechnął, lecz po chwili oprzytomniał.
-No tak.
-Przyjdziesz do mnie?
-Nie.
-Nialler!
-Co?
-No błagam Cię!
-Jak przyjdę, to dasz mi spokój?
-Nie.
-To nie. - rozłączył się i rzucił telefon na łóżko. Nie zrobił tego ze złości, tylko po prostu nie chciało mu się ruszyć z fotela.Po chwili, usłyszał ponownie wibracje, lecz tym razem to zignorował.
Po 15 minutach, telefon co chwile wibrował, więc Niall w końcu wstał i odebrał.
-Czego?!
-Spokojnie.
-Jak mam być spokojny, skoro nie dajesz mi spokoju?!
-To przyjdź do mnie.
-Uhhh... zaraz będę. - rzucił ze złością i wsunął telefon do kieszeni.
Po pięciu minutach szedł już do przyjaciela, ubrany w ciepłą kurtkę. Dochodziła dopiero dziewiąta, więc jak na zimową porę, było naprawdę zimno.
Zapukał cicho do drzwi, mając nadzieję, że Mulat tego nie usłyszy i będzie mógł wrócić do domu. Jak na złość, już po kilku sekundach, chłopak otworzył drzwi i zaprosił Blondyna do domu.
-Naprawdę przepraszam Niall. Nie chciałem, aby tak to wyglądało. - wydusił Zayn, gdy już usiedli na kanapie w dużym pokoju.
Zayn mieszkał sam od ponad roku. Jego rodzice zostali w rodzinnym domu, a on przeprowadził się do Londynu. Poznali się w szkole i od pierwszych dni już się polubili. Uwielbiali spędzać ze sobą czas i gdy musieli wybrać między jakąś imprezą, a sobą, zawsze wybierali siebie. Ich znajomi czasem nazywali ich, małżeństwem, bo wszystko co robili, robili razem. Oczywiście, chłopcy śmiali się z tego i nie przejmowali się, gdy ktoś śmiał się z nich i mówił, że to geje. Teraz, jednak wszystko się zmieniło. Nikt z grona znajomych Niall, nie miał pojęcia o orientacji chłopaka, a tym bardziej o tym, że Malik tak bardzo mu się podoba. Ale to i tak nie miało znaczenia. Horan pogodził się z tym już dawno i nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby na nowo zakochać się w przyjacielu.
-Ohh... dobrze, rozumiem.
-Wiem, że to źle wyglądało. - Mulat podparł łokcie o kolana, a głowę położył na dłoniach. Było mu źle, że zranił kolegę.
-Tak... ale ja już rozumiem. Przepraszam, ze tak zareagowałem, ale no sam wiesz...
-Nie masz za co mnie przepraszać. To ja jestem ostatnim debilem.
-Oh, nie mów tak. Przecież nie spodziewałeś się tego.
-Zdecydowanie. - Niall poczuł nagle ulgę. Łatwo wybaczył przyjacielowi, ponieważ sam nie lubił się kłócić i długo gniewać. Przede wszystkim, jeśli był to Zayn. -Czyli wszystko już ok? - podniósł głowę i spojrzał z nadzieją na Horana.
-Tak, tak.
-Uff...
-Heh.
-Może... może coś porobimy?
-O dziewiątej? Zjadłbym śniadanie. - zaśmiali się oboje, po czym udali się do kuchni, aby zrobić jakiś posiłek.
-Co byś powiedział, gdybym zaproponował Ci wspólne mieszkanie? - zapytał Zayn, podczas jedzenia kanapek. Niall aż zakrztusił się, gdy usłyszał wypowiedziane słowa. Mulat automatycznie wstał i pomgół Blondynowi dojść do siebie. - Wszystko w porządku?
-Mhm. - burknął, po czym odłożył resztę jedzenia na talerz. - Mówisz poważnie?
-Całkiem.
-Ale... dlaczego?
-Co dlaczego?
-Dlaczego chcesz, abym z Tobą mieszkał?
-Bo Cię lubię. - Irlandczyk zauważył po chwili, jak jego towarzysz lekko się zarumienił.
-Emm... Zayn?
-Tak?
-A tak poważnie?
-Poważnie Cię lubię. - zaśmiał się cicho, po czym kontynuował. -Bardzo lubię spędzać z Tobą czas. Gdy jesteś, uśmiech nie schodzi mi z twarzy, a gdybyś mógł jeszcze ze mną mieszkać... byłoby cudownie. - jego policzki były teraz bardzo czerwone.
Na słowa chłopaka, Niall spoważniał. Jego serce zabiła o wiele za szybko, przez nagle opanował go smutek. Tyle czasu poświęcił, aby wyleczyć się z miłości do Malika, teraz wszystko wróciło, przepadło. Jednak nie mógł tego po sobie poznać.
-Dlaczego się rumienisz?
-Nie wiem. - odparł, odwracając wzrok.
-Zayn?
-No co?
-Dlaczego?
-Niall... ja...
-Ty?
-Ja też coś przed Tobą ukrywam. - spuścił głowę i patrzył tępo w już pusty talerz.
-Co takiego? - Niall był zaniepokojony zachowaniem przyjaciela. Mógłby przysiądz, że nie widział jeszcze takiego Zayna.
-Nie jestem w pełni taki, za jakiego mnie masz.
-W jakim sensie?
-Ja... ja już od dawna. Bardzo dawna jestem biseksualistą.
-Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałeś?
-Myślałem, że to odtrąca ludzi i w ogóle. Poza tym... Ty też mi nie powiedziałeś.
-Tak... ale... nie spodziewałem się.
-I nawzajem. - zaśmiali się cicho.
-No ale to chyba nie tłumaczy, tego, że się rumieniłeś.
-Tak... bo Niall... pamiętasz jak się poznaliśmy? Mijaliśmy się na przerwach, ale tak naprawdę, gdy zaczęliśmy się przyjaźnić.
-Pamiętam. Impreza.
-Podszedłem do Ciebie.
-Tak. Nie wiedziałeś która godzina.
-Nie do końca.
-To znaczy?
-Chciałem Cię poznać... i jakoś tak wyszło, że postanowiłem zapytać o godzinę. Wiem, słabe.
-Aa... dlaczego zapragnąłeś poznać właśnie mnie?
-Bo... bo mi się spodobałeś. - ukratkiem, Zayn spojrzał na chłopaka, a on szeroko się uśmiechał. - Co Cię tak bawi?
-Nie mogłeś mówić wcześniej, Bałwanie?
- Nie rozumiem. - Mulat wyprostował się i spojrzał zaskoczony na przyjaciela.
-Od początku naszej znajomości... ahh.. - Niall wstał i podszedł do Zayna. Przyciągnął go do siebie, tak aby wstał. Popatrzył na niego i podarował mu najpiękniejszy usmiech jaki potrafił, po czym zbliżył się bardziej do jego twarzy. Po kilku sekundach, całkowicie zlikwidował odlgłość między nimi i pocałował ostrożnie jego wargi. Malik, nieświadomy, nie wiedział co robić, lecz już po chwili oprzytomniał i zaczął odwzajemniać pocałunek... można już powiedzieć... swojego chłopaka.

wtorek, 18 grudnia 2012

2. Gify :)

Louis: Harry, przestańmy już udawać!
Harry: Tylko nie płacz, tylko nie płacz.http://larryboobear.tumblr.com/post/38153914883

Niall: Zayn, [T.I.], już poszła.
Zayn:  http://jedenkierunek1d.tumblr.com/post/38229072672

Liam: Harry, przykro nam, ale nie możesz ujawnić, że kochasz Louisa.
Harry: http://jedenkierunek1d.tumblr.com/post/38229415740

Paul: Chłopcy, zrozumcie. Nie możecie pokazać, że jesteście razem.
Louis: Ale to jest zbyt trudne!
Harry: Jest mi ciężko. http://jedenkierunek1d.tumblr.com/post/38229813041
Modest: Gówno mnie to obchodzi! Żadnych pedałów a One Direction!
Louis: http://jedenkierunek1d.tumblr.com/post/38229556486
Harry: http://jedenkierunek1d.tumblr.com/post/38229916532 http://jedenkierunek1d.tumblr.com/post/38229765336

piątek, 14 grudnia 2012

8. Ziall, część 3.

-Niall...
-Tak? - zapytał, podnosząc na mnie wzrok.
-Pocałuj mnie. - powiedziałem na jednym wydechu, nie do końca panując nad własnymi słowami.
-Słucham? - był totalnie zaskoczony.
-Nic już.
-Zayn! O czym Ty mówisz?
-Nic już.
-Dlaczego? - nie mogąc dłużej wytrzymać, przyciągnąłem go do siebie i zatopiłem wargi w jego ustach. Chłopak zupełnie niczego nieśawiadomy, dopiero po kilku sekundach zaczął odwzajemniać mój pocałunek. Jednak zdziwiło mnie, że w ogóle to robił, myślałem, że raczej mnie odepchnie.
Wargi chłopaka były przyjemnie miękkie i miały delikatnie słodki smak. Bardzo mi się to spodobało, więc przedłużałem pocałunek. Z początku lekko muskaliśmu nasze usta, lecz po niedługiej chwili nasze języki już owijały się wokół siebie. Było mi tak nieodpowiednio przyjemnie. Rozkosz rozlała się po całym moim ciele, wraz z falą uporczywego gorąca. Domyślałem się, że moja twarz była cała czerwona, ale nie obchodziło mnie to teraz. Bardziej inetresowało mnie to, dlaczego tak bardzo podobał mi się pocałunek z Niallem.
Oderwaliśmy się od siebie po niespełna dwóch minutach, ciężko oddychając i patrząc przerażonym wzrokiem. Sam dokładnie nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem. Po prostu coś w środku kazało mi to zrobić. Jakby jakaś nieznana mi siła, przyciągała mnie do niego.
-Przepraszam. - wyszeptałem, po czym odwróciłem się i pokierowałem do wyjścia. Już po chwili poczułem dłoń na moim ramieniu.
-Zaczekaj! Gdzie Ty idziesz?
-Do domu.
-Dlaczego?
-Bo zapewnie nie chcesz już ze mną rozmawiać.
-Bo mnie pocałowałeś?
-Na przykład.
-Oh, Zayn. Błagam Cię.
-Co?
-Zostań. Może... porozmawiajmy?
-Ale... ale chcesz, żebym został?
-Tak, Debilu! Myślisz, że bym tak po prostu pozwolił Ci odejść?
-...
-No właśnie. Także idziemy do salonu. - uśmiechnął się delikanie, złapał za rękę i pociągnął na kanape.

Przez chwile panowała między nami cisza. Nie wiedziałem czy zacząć czy poczekać, aż Niall coś powie. Zebrałem wszystkie myśli i postanowiłem rozpocząć.
-Niall... ja nie wiem, nie wiem co we mnie wstąpiło.
-To znaczy?
-No... to znaczy, że nie wiem... nie wiem dlaczego to zrobiłem.
-Aha.
-Po prostu... musiałem.
-Jak to musiałeś? - chłopak spojrzał na mnie dociekliwie.
-Przepraszam jeszcze raz.
-Nie przepraszaj, bo nie masz za co. Powiedz, dlaczego musiałeś. - nabrałem powietrza do płuc, po czym powoli je wypuściłem. Powiedziałem Niallowi dokładnie to co czułem.
-To znaczy, że tak jakby nad tym nie panowałeś? - zapytał, gdy już skończyłem.
-Nie wiem.
-Zayn...
-Ja... bo Niall... - nie umiałem. Nie potrafiłem tego wykrztusić.
-No co?
-Ja... ja od dłuższego czasu ciągle o Tobie myślę.
-Ja o Tobie też, Zayn.
-I nie wiem dlaczego. Chwila, chwila! Ty? Ty o mnie też myślisz? - chłopak lekko się zaśmiał z mojej reakcji.
-Trudno o Tobie nie myśleć. Siedzisz u mnie całymi dniami, opiekujesz się mną.
-Ale nie w taki sposób, Niall. Ja... ja już wcześniej myślałem, jakby to było Cię pocałować. Śniłeś mi się.
-Co robiłem w tym śnie?
-Całowałeś mnie.
-I jak było?
-Inaczej niż przed chwilą.
-To znaczy?
-Inaczej, ale...
-Ale?
-Ale tu i tu mi się podobało.

***
Zachowanie Zayna nieco mnie dziwiło, jednak po odpowiedzeniu mi dokładniej o co chodzi, zaczynałem częściej się uśmiechać. Nie wiem dlaczego, ale nagle ogarnęło mnie szczęście. Miałem ochotę go przytulić i powiedzieć, że świetnie go rozumiem, lecz nie wiem, czy byloby to odpowiednie zachowanie.
-Niall?
-Tak?
-Nie powienienem tego robić.
-Dlaczego tak uważasz?
-Bo jesteśmy przyjaciółmi. Teraz... teraz już będzie inaczej.
-No zapewne. - Zayn opuścił głowę zawiedziony moją odpowiedzią. Pewnie myślał, że nie chcę już się z nim przyjaźnić. - Będzie inaczej, ale nie oznacza to, że gorzej.
-Co masz na myśli?
-Sam do końca nie wiem.
-Niall... naćpałeś się czegoś? - wybuchnęliśmy śmiechem, bo to co mówiłem nie do konca było spójne i zrozumiałe. Cieszyło mnie, że mimo tego co się wydarzyło, nadal potrafiliśmy się swobodnie śmiać.
-A tak na poważnie. - zaczął. - Będziemy nadal przyjaciółmi?
-Jeśli chcesz.
-...
-Zayn?
-Nie chcę. - w środku czekałem na taką odpwiedź, jednak czułem niepokój, że oznacza to coś innego niż to co miałem na myśli. Nic nie powiedziałem, czekałem, aż sam mi wytłumaczy. - Przychodziłem, przychodzę tu codziennie, bo inaczej umieram w domu. Uwielbiam spędzać z Tobą czas, nawet jeśli nie robimy nic przydatnego. Po prostu wtedy jest mi lepiej. W nocy nie mogę zasnąć i mam ochotę przyjść do Ciebie. Zawsze, gdy tylko nie mam niczego do roboty, mam ochotę przyjść do Ciebie. Nawet, jeśli powinienem robić coś innego wybieram Ciebie. Jesteś zawsze na pierwszym miejscu. Nie potrafię już inaczej.
-Oh Zayn, nie wiem co powiedzieć. - zatkało mnie. Nie umiałem określić tego, jak to mną wstrząsneło. Nikt jeszcze nie mówił mi tak pięknych rzeczy.
-To co myślisz.
-Myślę, że też nie chcę się już z Tobą przyjaźnić. - powiedziałem, zbliżając się do niego. Przywarłem delikatnie do jego warg, złączając je w czułym, miękkim pocałunku. Zayn od razu mnie do siebie przyciągnął i po sekundzie, wylądowałem na jego kolanach. Usadowiłem się wygodniej i przyjąłem pozycję, w której siedziałem okrakiem i przodem do chłopaka. Ręce mulata przyciągnęły mnie jeszcze bliżej, aż przez przypadek moje przyrodzenie zetknęło się z jego. Mimowolnie jęknąłem z podniecenia i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że podobnie zareagował mój nowy chłopak. Uśmiechnąłem się delikatnie, po czym wróciliśmy do całowania. Tym razem nie było to tak delikatne i czułe. Nasze pieszczoty zamieniły się w pełne namiętności i zatracenia czynności. Mój stan umysłu był naprawdę nienormalny, lecz podobało mi się to. Kręciło mi się w głowie, lecz dobrze wiedziałem co robiłem. Cholernie mi się to podobało. Moja dłoń, znajdująca się na talii chłopaka, zaczęła powoli zjeżdżać w dół. Gdy znalazła się na linii jego bokserek, zwinnie wśliznąłem ją pod materiał. Złapałem delikatnie penisa chłopaka i ścisnąłem lekko. Ten wygiął się do tyłu, kończąc nasz pocałunek głośnym mlaśnięciem. Odsunąłem się trochę do tyłu, abym miał lepszy dostęp i zacząłem powoli wykonywać ruchy w dół i w górę. Chłopak, gdy tylko przyspieszałem, wydawał z siebie jęki rozkoszy. Jego pełen erotyzmu dźwięk głosu, tylko mnie nakręcał, więc z sekundy na sekunde przyspieszałem.
-Ugh... Niall... o kurwa... - zrozumiałem to jako znak, że zaraz dojdzie. Przyspieszyłem tylko, a on po chwili wygiął się w łuk, jęknął głośno, a moją dłoń pokryła lepka, mazista ciecz. Po kilkunastu sekundach, Malik wyprostował się i spojrzał na mnie lekko zszokowaym wzrokiem. Pochwiliłem się nad nim i pocałowałem jego lekko rozchylone usta.
-Kocham Cię. - wyszeptał, a moje serce przyspieszyło jeszcze bardziej.
-Ja Ciebie też.


*** koniec ***





To już koniec krótkiej opowieści o Nialli i Zaynie. Mam nadzieję, że bardzo Was nie zawiodłam. Właśnie! Jak Wam się podobało, hm?

niedziela, 2 grudnia 2012

7. Ziall, część 2.

Mijały kolejne dni, tygodnie, miesiące. Czułem się lepiej, zacząłem też jeść. Tak jak obiecałem Zaynowi dzień, po tym gdy powiedziałem, że zjem jutro, tak zrobiłem. Zacząłem od śniadań. Miałem więcej siły, ale więcej nie potrafiłem zjeść w ciągu dnia. Dopiero po kilku tygodniach zacząłem jeść małe obiady. Mój żołądek zaczął się rozkurczać i kilka razy odczułem już głód. Cieszyłem się, że powoli wracam do żywych. Minęło ponad pięć miesięcy od pierwszych hejtów, czuję ogromną zmianę. Nie płacze prawie w ogóle, na twittera wchodzę raz na tydzień i dodaję jakiś post, aby przywitać się z fanami. Niemiłych tekstów i obelg widać coraz mniej, ale nie zniknęły. Gdy tylko czytam te komentarze, czuję się tak jak na początku. Jednak nie czytam ich dalej, zamykam laptopa i staram się o tym nie myśleć. Tak jak kazał mi Zayn. Starałem się robić wszystko, aby było lepiej, dla Niego. To on mnie wspierał przez te wszystkie dni, on przychodził do mnie i przesiadywał kilka godzin, abym czuł się lepiej. Chciałem się odwdzięczyć.
Usłyszałem, otwierające się drzwi, więc poszedłem do przedpokoju. Oczywiście, przyszedł Zayn. Nie pukał, po prostu wchodził tu, jak do swojego domu. W pewnym sensie był to jego dom, spędzał tu naprawdę dużo czasu i wcale mi to nie przeszkadzało.
-Cześć. - powiedział, przytulając mnie.
-Hej. - uśmiechnąłem się, po czym poszliśmy do kuchni.
-Jak spałeś?
-Dobrze, a Ty?
-Tak sobie. - skrzywił się.
-Dlaczego? Coś się stało?
-Nie, nic.
-Na pewno?
-Po prostu jakoś nie mogłem zasnąć.
-Tak bez powodu?
-Tak.
-O czym myślałeś?
-Słucham?
-Nie można zasnąć wtedy, jak się o czymś uporczywie myśli.
-Emm... myślałem o Tobie. - gdy to powiedział, poczułem dziwny ucisk w podbrzuszu. Zrobiło mi się też ciepło, bardzo ciepło. Nie rozumiałem tego.
-Jak to... o mnie?
-Znaczy no... w sensie co u Ciebie, czy śpisz itd.
-Aha.
-Niall... ja po prostu się o Ciebie martwię.
-Ale nie masz powodu. - usmiechnąłem się pogodnie. - Już jest dobrze.
-Pójdziemy gdzieś?
-Gdzie?
-Na spacer.
-Ale... ale...
-No właśnie. Gdyby było dobrze, wyszedłbyś.
-Ale Zayn.
-Ja rozumiem. Nie tłumacz się.
-Chciałbym, żeby było inaczej. - powiedziałem po dłużej chwili.
-Ja też.
-Nie musisz tu siedzieć.
-Słucham?
-Znaczy, jak nie chcesz, to nie musisz tu być i się nudzić.
-Niall, nie myśl o tym w ten sposób. Wcale się z Tobą nie nudzę.
-Spędzasz u mnie więcej czasu niż we własnym domu i nie robisz tu nic przydatnego.
-Lubię to.
-Lubisz nie robić nic przydatnego?
-Pod jednym warunkiem...
-Jakim?
-że robię to z Tobą. - uśmiechnąłem się szeroko, co spowodowało, że Zayn się ucieszył. Lubiłem, gdy był radosny. Cieszyłem sie jego szczęściem.
-Dziękuję Ci.
-Za co?
-Że jesteś. - chłopak podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Wtuliłem się w jego ciepło ciało i nagle wszystko stało się inne. Przy nim czułem się, jakbym miał wszystko. Jakbym był najszczęśliwszym człowiekiem na szczęście. Jednak niepokoił mnie fakt, że miałem ochotę zrobić coś co najmniej dziwnego. Przez moją głowę przebiegła myśl o pocałowaniu go. Momentalnie poczułem ten sam, co wcześniej ucisk pod brzuchem.
-Niall... - oderwałem się od niego szybko i oparłem pupą o blat. - Wszystko ok?
-Tak, tak.
-Na pewno? - Zayn zbliżył się do mnie, patrząc wprost w moje oczy. Musiałem odwrócić głowę, jego spojrzenie było zbyt hipnotyzujące.
-Na pewno.
-Spójrz na mnie.
-Po co?
-Coś jest nie tak.
-Oh, Zayn. Wszystko w porządku. Naprawdę.
-To na mnie spójrz.
-Nie mogę.
-Dlaczego? - zapytał zaskoczony. Po kilku sekundach spojrzałem na niego ostrożnie.
-Już ok.
-Nialler?
-Słucham?
-Co Ty wyprawiasz?
-Nic.
-Powiedz mi o co chodzi.
-Ale o nic nie chodzi.
-Zawsze mi wszystko mówiłeś.
-Wszystko jest dobrze!
-To dlaczego nie chciałeś na mnie spojrzeć?
-Nie wiem. - już chciałem odejść do pokoju, gdy Zayn mnie zatrzymał.
-Chciałbyś mi coś powiedzieć?
-Nie.
-Niall! - odwróciłem się do niego przodem i spojrzałem w jego ciemne tęczówki. On po chwili odwrócił głowę.
-Dlaczego na mnie nie patrzysz?
-...
-No powiedz.
-...
-Zayn?
-Oh, dobrze.
-Nie dobrze. Powiedz mi, dlaczego nie możemy tak po prostu na siebie patrzeć.
-Nie wiem.
-Myślę, że Ty wiesz, tak samo jak ja wiem.
-Co masz na myśli?
-Mam na myśli to, że nie chcemy się do tego przyznać. - między nami zapadła długa cisza. Staliśmy tak nieruchomi i czekaliśmy, aż ktoś z nas się odezwie.
-Niall...
-Tak? - podniosłem głowę, aby na niego spojrzeć.
-Pocałuj mnie.

wtorek, 27 listopada 2012

6. Ziall, część 1.

Cześć. ♥
Dzisiaj kolejny Ziall. Tym razem podzieliłam tego shota na dwie części. Za kilka dni pojawia się kolejna.

Miłego czytania <3






Spojrzałem na zegarek, była dopiero szósta rano, a mi już nie chciało się spać. Tak właściwie, to nie spałem prawie w ogóle. Wstałem ociężale i poszedłem wziąć prysznic i trochę się ogarnąć.
Po godzinie wyszedłem z toalety i zszedłem na dół do pustej kuchni. Nie miałem ochoty jeść. Zrobiłem sobie herbaty i usiadłem w fotelu, patrząc tępo w ścianę. Nie miałem już siły nic robić, najbardziej na świecie pragnąłem zasnąć i nigdy się nie obudzić. Nie umiałem tak po prostu być silny. To mnie przerastało. 
Bałem się, ale to zrobiłem. Wszedłem na mojego twittera i dodałem posta, tak jak kazał mi menadżer - że niby wszystko jest okej. Już po chwili zobaczyłem przerażające posty.

xAnabellx : "I po co tu wszedłeś? Nikt nie chce czytać Twoich żenujących tweetów! Jesteś niepotrzebny!"
Cassie909 : "Kolejny idiota, który zaśmieca twittera GÓWNEM!"

Poniższy tweet sprawił, że do oczu napłynęły mi łzy.

Lily112 : "Jesteś brzydki, gruby i nic nie potrafisz! Łudzisz się, że masz talent, ale to na nic. Jesteś nieudacznikiem!"

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, co wywołało u mnie wzdrygnięcie. Zamknąłem szybko laptopa i wytarłem łzy, które zdążyły spłynąć po moich policzkach. Wstałem i powoli pokierowałem się do przedpokoju, spojrzałem przez wizjer i otworzyłem drzwi. 
-Cześć. - powiedział Zayn, wchodząc.
-Hej. - odparłem cicho i zamknąłem za nim drzwi. Chłopak mocno mnie przytulił, a ja już nie wytrzymując wybuchnąłem niepohamowanym płaczem. 
-Byłeś na twitterze? - zapytał prosto z mostu. Nie odpowiedziałem, nie musiałem. Po chwili sam się odezwał. - I po co? Po co tam wchodzisz?
-Muszę.
-Nie, Niall! Nic nie musisz, rozumiesz?
-Ale On mi kazał.
-Nie obchodzi mnie to. Jeśli masz być taki cały czas to tam nie wchodź.
-Ale Zayn... - uspokoiłem się trochę i odsunąłem od niego. Patrzył w moje oczy ze zmartwieniem i troską. To właśnie Malik przychodził do mnie codziennie i sprawdzał, jak się trzymam. Jemu mogłem powiedzieć wszystko, dosłownie. Był moim wsparciem, nie wiem, czy dałbym radę bez niego.
-Nie ma żadnego ale. Już tam nie wchodź, dobrze?
-To nic nie zmieni. Oni mnie nienawidzą. - wypowiadając te słowa, czułem jak łzy wypływają ciurkiem z moich oczu. Nigdy nie wiedziałem, dlaczego ludzie mnie tak nie lubili. Zawsze starałem się być miły, dobry i dawałem z siebie wszystko. Najwidoczniej to za mało, może faktycznie byłem nieudacznikiem...
-Niall do jasnej cholery! Przestań! - odsunął się ode mnie i zdjął kurtkę. Pociągnął mnie do kuchni i usadził przy stole.
-Przepraszam. - wyszeptałem, chowając twarz w dłoniach. Chłopak ukucnął przede mną i odsunął dłonie z mojej twarzy.
-Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem krzyczeć. Już dobrze. - wytarł wierzchem dłoni łzy, spływające po moich policzkach. - Nie płacz, proszę. Nie mogę na to patrzeć. 
Wziąłem kilka oddechów, starając się uspokoić. Mój przyjaciel wyprostował się i pokierował się w stronę lodówki.
-Nie jestem głodny. - powiedziałem.
-Musisz coś jeść.
-Ja wiem... ale jeszcze nie teraz.
-Niall. Wczoraj mówiłeś to samo.
-Jutro.
-Dzisiaj.
-Jutro, obiecuję.
-Ale na pewno jutro.
-Na pewno.
-No dobrze. 

2 godziny później.
Leżałem pod kocem wtulony w Zayna i patrzyłem w jakieś kreskówki. Lubiłem je, ale do końca nie byłem pewny co oglądałem. Nie potrafiłem się na tym skupić. Po pierwsze, miałem w głowie tweety tych dziewczyn, a po drugie Zayn. On tak pachniał i był taki ciepły. Bardzo lubiłem się do niego przytulać. Czasami nawet, udawałem, że źle się czuję, aby mnie przytulił. Ale to było kiedyś, jak wszystko było w porządku. Teraz już nic nie jest w porządku.

***

Każdego dnia było coraz gorzej. Przychodziłem do Nialla o świcie i starałem się nim opiekować jak najlepiej. Nie robiłem tego, bo mi kazali, robiłem to, bo chciałem. Martwiłem się o niego cholernie i za wszelką cenę pragnąłem mu pomóc. Tylko problem w tym, że nie wiedziałem jak. Przytulałem go, gdy płakał, siedziałem obok niego, leżałem z nim, oglądając telewizję. Chciałem mu udowodnić, że jednak ktoś przy nim jest i kocha go całym sercem. Oczywiście, Liam, Harry i Lou też go odwiedzali, ale raz na tydzień, czasem może dwa. Ja jednak nie chciałem opuścić ani jednego dnia. Ja po prostu pragnąłem przy nim być bardziej niż cokolwiek innego. Traktowałem to jak obowiązek, ale też przyjemność. Uwielbiałem spędzać czas z Niallem, ale ciężko było mi patrzeć na jego łzy i cierpienie. Może dlatego tak bardzo chciałem mu pomóc.
-Niall?
-Tak?
-Powiedz mi... Co ja mam zrobić?
-Co masz na myśli?
-Co mogę zrobić, aby było lepiej. - chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Pierwszy raz od miesięcy uniósł kąciki ust ku górze.
-Z każdym dniem jest lepiej.
-Dlaczego ja tego nie widzę? Nic nie jesz, płaczesz, jesteś nieobecny.
-Pomagasz mi, ja to czuję.
-Problem w tym, że własnie nie wiem jak Ci pomóc.
-Wystarczy, że jesteś. - Blondyn poszerzył swój uśmiech, na co ja zareagowałem tym samym. Tak bardzo uradowałem się, że w końcu z czegoś się cieszył. Przyłożyłem dłoń do jego policzka, pochyliłem głowę i pocałowałem go w czoło. Kochałem go najbardziej na świecie. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby wszystko wróciło do normy. W końcu Niall był moim przyjacielem.
Gdy oderwałem usta od jego skóry i wróciłem do poprzedniej pozycji zauważyłem, że jego oczy były zamknięte.
-Wszystko w porządku?
-W jak najlepszym. - odpowiedział, unosząc powieki do góry. Byłem nieco zdezorientowany, ale też zaintrygowany. 
-Najlepszym?
-Kiedy jesteś obok, wszystko jest zupełnie inne.
-To znaczy?
-To znaczy, że sprawiasz, iż mam ochotę żyć.

piątek, 23 listopada 2012

5. Ziall.

Cześć wszystkim :)
Dawno mnie tu nie było. Za to, że zawiesiłam na jakiś czas Larrego, postanowiłam popisać trochę imaginów. Jakoś tak mam, że gdy brak mi weny na opowiadanie, mam pomysły na shoty. Mam nadzieję, że choć troszkę poniższy się Wam spodoba, hm? Co o nim sądzicie? ;>





Wszedłem do domu, zamykając za sobą drzwi. Byłem zmęczony i znudzony wykonywaniem codziennie tych samych czynności. Jak zwykle szkoła, w której tylko tracę czas. Większości lekcji w ogóle nie powinno być, bo i tak gówno mi dają. Na dodatek Ci wszyscy ludzie... pozerzy. Myślą, że są tacy fajni, bo ubierają się w drogie ubrania i mieszkają w ogromnych, luksusowych domach. Co z tego, skoro mają przyjaciół tylko dlatego, bo istnieją? Nienawidzę tej szkoły, nienawidzę tego miejsca. Mam dość tych sztucznych uśmieszków i chwalenia się tym, że co tydzień dostaje nowy telefon. Mam jeden od dwóch lat i jest mi z tym dobrze. Dla innych jest to odrzucające i co najmniej dziwne, dla mnie zdecydowanie normalne. 
Poszedłem na górę i zamknąłem się w swoim pokoju. Puściłem muzykę i przysiadłem nad biurkiem, aby jak najszybciej zrobić lekcje i mieć spokój. Nie mam wiele na jutro, więc tym bardziej wolę zrobić to szybciej. 

2 godziny później.
Pouczyłem się, zjadłem obiad z rodzicami, po czym wróciłem do pokoju. Podszedłem do okna i spojrzałem na pustą ulicę. Niby zwykły widok, lecz dla mnie to było coś, co mnie tu trzymało. Już nie raz miałem ochotę stąd uciec i nigdy nie wrócić. Nie byłem zbytnio związany z moimi rodzicami, kochałem ich oczywiście, ale gdybym uciekł nie szukali by mnie długo. Uwielbiałem jednak patrzeć w okno, gdy był już zmierzch. Ulica lekko błyszczała od małych kropli deszczu, za niewielką, zieloną górą, wznosiły się bujne lasy, które łączyły się z linią nieba. Może to banalne i głupie, ale mogłem patrzeć na to godzinami. Jednak nie było to zajęcie, które wystarczyłoby mi na całe życie. Nie myślcie, że byłem samotny. Nie, miałem przyjaciela. To nic, że jednego, to nie był dla mnie problem. Lepiej mieć jednego, prawdziwego niż setki fałszywych. Miał na imię Zayn. Bardzo lubiłem spędzać z nim czas, był inny niż wszyscy. Ale był kłopot, który męczył mnie, gdy tylko się nudziłem. Nie miałem odwagi sam do niego zadzwonić, zawsze gdy chciałem to zrobić bałem się, że mu przeszkodzę lub będę się narzucać. Zawsze czekałem, aż to on zadzwoni lub zapuka do moich drzwi. Nie umiałem inaczej, po prostu to przerastało moje możliwości.
Z namysły wyrwał mnie specyficzny dźwięk wibracji mojego telefonu. Z uśmiechem na twarzy już chciałem odebrać, gdy zorientowałem się, że to sms. Pewnie kolejna głupia reklama. Tak przynajmniej myślałem, jednak był to ktoś zupełnie inny...

Od: Zayn "Dlaczego nie zadzwonisz?

Byłem totalnie zaskoczony, bo nigdy nie pytał, dlaczego do niego nie dzwonię.

Do Zayn "Nie chcę Ci przeszkadzać."

Już po minucie dostałem odpowiedź.

Dd Zayn "Wiesz, że nigdy mi nie przeszkadzasz."

Do Zayn "No nie wiem. Wolę się nie narzucać."

Od Zayn "Oh przestań. Nie narzucasz się ani nie przeszkadzasz. Przecież ja nawet nie mam, co robić."

Do Zayn "To znaczy?"

Tym razem na odpowiedź czekałem trochę dłużej.

Od Zayn "To znaczy, że się nudzę całymi dniami. Wracam ze szkoły i nie mam co robić."

Do Zayn "To dlaczego nie zadzwonisz?"

Od Zayn "No wiesz... ja nie chcę przeszkadzać.."

Do Zayn "Hah, spotkamy się?"

Od Zayn "Ok. Jestem sam w domu, także czekam :)"

Zszedłem na dół, ubrałem buty i narzuciłem na siebie kurtkę. Nie miałem daleko do Malika, mieszkał na tej samej ulicy. Rzuciłem szybko rodzicom, żeby na mnie nie czekali i wyszedłem.

***

To dziwne... podobno jestem lubiany i taki popularny w szkole, a jakoś w to nie wierzę. Nie uważam, żeby chichotanie na mój widok i zalotne spojrzenia oznaczały, że jestem rozpoznawalny. To zawsze powtarzał mi Niall. Nie mam się, co martwić, bo przecież ludzie mnie lubią, a w szczególności dziewczyny. Tylko dla mnie to nic nie znaczyło, nie obchodziło mnie, co myślały o mnie dziewczyny. Dla mnie liczyło się zdanie mojego przyjaciela, z blond farbowanymi włosami i nieziemsko pięknymi, błękitnymi oczami. Uwielbiałem patrzeć w jego oczy, to mnie uspakajało. Nie rozumiałem jednak, dlaczego nigdy do mnie nie dzwonił...
Usłyszałem pukanie do drzwi, więc czym prędzej poszedłem je otworzyć.
-Cześć. - powiedział blondyn z uśmiechem. Zaprosiłem go do środka i przytuliłem na powitanie.
-Hej. - uśmiechnąłem się, bo gdy tylko go widziałem, moje kąciki ust podnosiły się do góry.
Gdy już Niall się rozebrał, poszliśmy do salonu, włączyłem film i usiadłem obok niego na kanapie.
-Co tam u Ciebie? - zapytałem.
-Nic nowego... rodzice nawet nie zauważyli, że wyszedłem.
-Może i lepiej? - zaśmiałem się.
-Co masz na myśli?
-Zostaniesz... na noc?
-Ale... a moje rzeczy do szkoły?
-Podejdziemy do Ciebie rano.
-No.. no okej. Coś się stało?
-Nie, dlaczego?
-Nigdy nie prosiłeś, abym u Ciebie spał.
-Jak nie chcesz to nie nalegam.
-Oj przestań. Wiesz, że chcę. Znaczy no, że mogę zostać i w ogóle. - na jego policzkach ukazały się słodkie rumieńce, które nieco mnie rozśmieszyły. Przyciągnąłem go do siebie i pozwoliłem, aby położył głowę na moim torsie.
-Spokojnie. - powiedziałem, szczerząc się od ucha do ucha.
-No ale nie chodziło mi o to, że wiesz...
-No już spokojnie. Rozumiem Cię. - chłopak wtulił się we mnie mocniej i nieco zmienił pozycję, aby było mu wygodniej. Bardzo lubiłem, gdy mnie mnie przytulał. Jego dotyk koił. 
-Co będziemy robić?
-Najpierw mi wytłumacz, dlaczego nigdy do mnie nie dzwonisz.
-No już pisałem, nie chcę się narzucać.
-Jasne.
-Mówię poważnie. - Niall podniósł się i spojrzał w moje oczy. Wierzyłem mu, więc przytaknąłem głową. Już chciał wrócić do poprzedniej pozycji, gdy zatrzymałem go, kładąc dłoń na jego podbródku. -Hm? - zapytał.
-Nic. Ja po prostu... lubię Twoje oczy. - jego policzki znowu stały się czerwone, na co cicho się zaśmiałem.
-Czy zawsze musisz doprowadzać mnie do takiego stanu? - zapytał z lekką pretensją w głosie.
-Jakiego?
-No... takiego. Rumienię się.
-To słodkie.
-Nie prawda. - opuścił głowę, lecz ja po chwili uniosłem ją ku górze.
-Dlaczego się rumienisz? Dlaczego tak reagujesz, Niall?
-Nie wiem... skąd mam wiedzieć?
-Nie powinieneś tak reagować, gdy powie to dziewczyna?
-Nie wiem. - odpowiedział po kilku sekundach i spuścił głowę. Tym razem nie podnosiłem jej już ku górze.. Coś było na rzeczy, coś było nie tak. Nie miałem pojęcia, co powiedzieć, a tym bardziej myśleć.
-Niall...
-Tak? - zapytał cicho.
-Coś się stało? Chcesz mi o czymś powiedzieć?
-Nie, Zayn. - czułem się niezręcznie, bardzo. Jednak... chciałem coś zrobić, wiedziałem, że to było głupie, ale nadszedł czas, gdy byłem gotów. Położyłem delikatnie dłoń na policzku Nialla, gładząc kciukiem jego powierzchnie. Chłopak uniósł oczy ku górze i spojrzał nieświadomy tego, co zamierzam. Nie pytał, czekał aż sam wyjaśnię. Wiedział, że zacznę, kiedy będę gotowy. 
Minęło kilkanaście sekund, a ja nie mogłem oderwać dłoni od jego gładkiej, ciepłej skóry. Ona już nie koiła, lecz nakręcała do działania. Działania, które było złe i nigdy nie powinno się stać, jednak chciałem... nie, ja musiałem spróbować. Patrzyłem cały czas prosto w niebieskie oczy przyjaciela i zacząłem pochylać się w jego stronę. Miał przestraszone oczy, a jego tęczówki błyszczały... tak błyszczały. Cieszyło mnie to.
Ująłem jego twarz w obie ręce, zbliżając się jeszcze bardziej. Dzieliły nad zaledwie trzy centymetry. Zauważyłem, jak chłopak patrzył to w moje oczy, to na moje usta. Cieszyłem się, nie było tego widać, lecz w środku szalałem. Po chwili zlikwidowałem odległość między nami, przykładając delikatnie swoje wargi do jego. Były miękkie, podobało mi się to. Musnąłem je z mlaśnięciem i poczułem przyjemność. Pragnąłem więcej, więc powtórzyłem czynność kilka razy, czując się coraz lepiej. Niall nie zaprotestował, lecz także nie odwzajemniał mojego pocałunku. Było mi głupio, choć czułem się jak w niebie. Odsunąłem się, nie chcąc działać na przekór jemu, może nie miał odwagi przestać.. Jednak gdy tylko się wyprostowałem, chłopak przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Wzdłuż moim pleców przeszły paraliżujące ciarki, a spontaniczna sytuacja zwiększyła moje podniecenie. Muskaliśmy swoje wargi i z każdą chwilą czuliśmy się swobodniej. Rozchyliłem delikatnie usta, a język Nialla wślizną się do mojej buzi. Nigdy nie sądziłem, że to mogłoby być tak przyjemne. Czułem się cudownie, miałem ochotę pisnąć z zachwytu. Nasze języki wiły się wokół siebie, co sprawiało, że robiło mi się potwornie gorąco. Blondyn usiadł okrakiem na moich kolanach, a ja przyciągnąłem go jeszcze bliżej, sprawiając, że nasze krocza się dotknęły. Jęknąłem z podniecenia wprost do jego ust, a chłopak momentalnie się ode mnie odsunął. Patrzyliśmy na siebie, oddychając ciężko, nasze twarze były czerwone. Bałem się. Bałem się, że powie, że to było głupie, nieodpowiedzialne, że to nic dla niego nie znaczyło. 
-Zayn... - wydukał. Nic nie odpowiedziałem. Nie chciałem tego słuchać. Bałem się odrzucenia. Jednak po minucie chłopak spojrzał na mnie, a w jego oczach dojrzałem pożądanie. - To było... cudowne.

czwartek, 18 października 2012

VII. Imagin.


Siedziałaś przed domem, na schodach i patrzyłaś w gwiazdy. Niebo było dzisiaj wyjątkowo przejrzyste, dosłownie piękne. Jednak nie wszystko było tak cudowne, jak się wydawało. Ten widok przypominał Ci pewną sytuację... która nie wywoływała u Ciebie nic innego jak smutek i kilka pustych łez. 
'Był środek wakacji. Jak to zazwyczaj bywało, Twoje przyjaciółki powyjeżdżały nad morze, za granie i w góry. Jednak Tobie się nie nudziło, wręcz przeciwnie. Spędzałaś najpiękniejsze dni w swoim życiu z Niallem Horanem. Znaliście się od roku, ponieważ przeprowadził się do Twojego miasta właśnie wtedy i mieszkał niedaleko. 
Wasza przyjaźń rozkwitała, a że były wakacje, mieliście dużo czasu. Nialler zabierał Cię nad jezioro, do kina, pikniki i długie wieczorne spacery. Było Ci przy nim nieziemsko przyjemnie i nie ukrywałaś tego. Nie było dnia, abyście się nie przytulali lub darowali skromne całuski w policzek. Nadszedł w końcu ten dzień, w którym chłopak postanowił powiedzieć Ci o swoich uczuciach. Był późny wieczór, niebo było czyste, a gwiazdy niewiarygodnie widoczne, tak jak dziś. Leżeliście wtuleni w siebie na łące. 
-[T.I.]...
-Tak?
-Ja.. chciałbym Ci coś powiedzieć.
-Słucham?
-Bo... jesteś niesamowita. Przy Tobie czuję się inaczej niż przy kumplach. Sprawiasz, że chce mi się śmiać, żyć! - uśmiech sam cisnął Ci się na twarz. Nie wierzyłaś, że kiedyś nastąpi ten dzień. Podniosłaś głowę, aby spojrzeć w jego oczy. Był uśmiechnięty. - [T.I.]... Ja się w Tobie zakochałem. - nie wytrzymałaś i aż zachichotałaś. Ta jego niezręczność i zakłopotanie Cię tak rozśmieszyły. Pochyliłaś się nad nim, a Wasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku.'
To wspomnienie siedziało w Twojej głowie już przez długi czas i nie zamierzało szybko się ulotnić. Po Twoim policzku spływała łza. Nialla już nie było. Wyjechał, wyprowadził się ponownie. Nie byłaś osobą, która lubiła opowiadać o swoich uczuciach. Nienawidziłaś się nad sobą użalać i rozczulać. Tylko to jedno, głupie wspomnienie sprawiało, że nie potrafiłaś pohamować łez. Oparłaś głowę o dłonie i patrzyłaś w górę. Nagle poczułaś jak ktoś siada obok Ciebie. Zapewne to Twoja mama, która niesamowicie się o Ciebie troszczy i przejmuje, widząc jak czasem tu przesiadujesz. 
-Cześć. - zamarłaś. To nie był głos Twojej mamy. I zdecydowanie nie był to głos kobiety. Spojrzałaś momentalnie na towarzysza nie wierząc uszom i oczom.
-Niall? Co... co Ty tu robisz?
-Siedzę. - oparł słodko się uśmiechając.
-Ale... - nie zdążyłaś dokończyć, ponieważ Horan przerwał Ci pocałunkiem. Przyjemność rozpłynęła się po Twoim ciele, a do Ciebie w końcu dotarło to, że Twój ukochany wrócił. Wrócił, ponieważ Cię kocha i nie wyobraża sobie życia bez nikogo innego.

niedziela, 7 października 2012

4. Larry. część 3.

Dni mijały mi naprawdę różnie. Czasem czułem się bardzo dobrze, a drugim razem miałem ochotę tylko spać. Nie wiem, co uczyniło ze mnie taką osobę, ale już od czterech miesięcy nie wychodziłem z domu. Nigdy nie myślałem o tym tak jak dziś. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że coś jest nie tak. To nie to, że nie chciało mi się opuścić mieszkania. Ja po prostu nie umiałem przekroczyć progu moich drzwi. Czułem wzrastający lęk, gdy zbliżałem się do przedpokoju, nawet wtedy, gdy otwierałem tylko drzwi Louisowi. Codziennie zaglądałem do lodówki, lecz nie widziałem w niej nic nowego. Nie martwiło mnie to, czułem wręcz ulgę. Właśnie to mnie niepokoiło. Czułem ulgę, ponieważ nie musiałem nic zjeść. Nie miałem pojęcia do czego mnie to prowadziło.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Wstałem i po cichu pokierowałem się do przedpokoju. Uchyliłem drzwi i od razu się uśmiechnąłem. Wpuściłem do środka Louisa i zamknąłem za nim drzwi.
-Cześć. - powiedział, uśmiechając się ciągle.
-Cześć. - odpowiedziałem, a po chwili złączyliśmy nasze usta w czułym pocałunku. Za każdym razem, gdy całowałem Lou, po moich pleach przebiegał przyjemny dreszcz. Tommo wzbudzał we mnie tyle emocji, że gdy tylko go widziałem chciało mi się skakać i biegać. Wtuliłem się w jego ciepły tors, a on głaskał mnie po głowie.
-Chodź. - powiedział, chwytając mnie za dłoń. Poszliśmy tak jak zwykle do salony i usiedliśmy przed telewizorem. Nie obchodził nas program. Lou siedział, a ja leżąc trzymałem głowę na jego kolanach. Nie spuszczałem z niego wzroku. Po prostu nie mogłem się od tego oderwać. To moje nowy hobby.
-Harry...
-Tak?
-Bo... ja... kiedy ostatni raz wyszedłeś gdzieś z domu?
-Omm... - trochę zdziwiło mnie jego pytanie. - czemu pytasz?
-Odpowiedz mi.
-Cztery miesiące temu.
-Bo wiesz... dziwi mnie, że nigdzie nie wychodziłeś, bo czasem trzeba zrobić zakupy..
-Zakupy?
-Chodzi mi o jedzenie. Bo jesz prawda?
-Jaa... eee... taaak.
-Harry? - mina Louisa momentalnie spoważniała, a ja w tym momencie podniosłem się i odwróciłem wzrok.
-Jasne, że jem. - chłopak nagle wstał i ruszył do kuchni. Wstałem za nim i szybko zatarasowałem mu drogę. - Co robisz Lou?
-Harry, posuń się.
-Nie.
-Harry!
-Louis, przestań!
-To Ty przestań! Odejdź proszę. - odsunąłem się bezsilnie z drogi, nie chcąc dalej się z nim kłócić. Tomlinson otworzył lodówkę i oniemiał. - Ty niby jesz, tak? Powiedz mi kurwa co.
-Lou.
-Nie. Harry, czy Ty jadłeś cokolwiek przez te cztery miesiące?
-Tak.
-Co?
-Nie wiem, ale jadłem. Naprawdę!
-Kiedy?
-Ja... nie pamiętam. - robiło mi się niedobrze. Nagle zrobiło mi się duszno i mdło.
-Hazza, wszystko w porządku? - zapytał Lou, podchodząc bliżej.
-T..ak. - odpowiedziałem cicho. Czułem tylko jak osuwam się na dół.

Obudziłem się, a jasne świtało uderzyło w moje oczy. Zmrużyłem powieki i zobaczyłem, siedzącego obok Louisa.
-Harry. Harry! Obudziłeś się! - krzyknął mój przyjaciel i szybko zerwał się, aby mnie przytulić.
-Gdzie jestem?
-Harry, Kochanie... jesteś w szpitalu. - wytłumaczył cicho Lou.
-Dlaczego? - zapytałem z wielkimi oczami. - Co się stało?!
-Nic nie pamiętasz? - na twarzy chlopaka pojawiło się przerażenie.
-Nie wiem.
-Zemdlałeś w domu. W moich ramionach... - westchnął. - 3 dni temu.
-Spałem 3 dni?
-Tak. Twój organizm jest przemęczony... i... nieodżywiony.
-Nieodżywiony?
-Harry, jesteś chory.
-Co mi jest? - zapytałem zaskoczony. Po pierwsze zdziwiło mnie to, że leżałem w szpitalnym łóżku. Po drugie to, że prawdopodobnie byłem chory. Tylko do cholery na co? Przecież zawsze byłem zdrowy, mój organizm był odporny. Czekałem na odpowiedź, której ciągle nie otrzymywałem. Spojrzałem znacząco na Louisa i dopiero teraz zauważyłem, że po jego policzku spływa łza. Po tej spłynęła druga, trzecia i kolejna itd. -Lou? Czemu płaczesz?
-Harry, masz anoreksję. - wyszeptał cicho. Przełknąłem głośno ślinę i nie wiedziałem, co powiedzieć. Po twarzy Louisa spływało coraz więcej łez. Nie mogłem na to patrzeć, nie potrafiłem.
-Nie płacz. Proszę. - wykrztusiłem z siebie z trudem.
-Oh, Harry! - zaszlochał mój ukochany i rzucił mi się w objęcia. Przytuliłem go jak najmocniej potrafiłem i nagle poczułem, mokrą koszulkę Lou nad moją twarzą. Dopiero teraz zroientowałem sie, że też płakałem. Miałem ochotę ponownie zasnąć... tyle tylko, żeby już się nie obudzić.
Po kilku minutach do mojej sali przyszli lekarze. Odciągnęli ode mnie Louisa i wyprowadzili na korytarz. Zaczęli robić mi jakieś badania i pytać co chwile o moje samopoczucie. Wstrzyknęli mi też coś do kroplówki.
-Co to jest? - zapytałem.
-Substancje odżywcze i sole mineralne, Kotku. - odpowiedziała mi nieco starsza pielęgniarka. Jeden z lekarzy pochylił się nade mną.
-Witaj Harry. Jestem James. Mam do Ciebie kilka pytań.
-Mhm.
-Dlaczego nie jadałeś normalnie przez odtatnie cztery miesiące?
-Bo nie miałem nic w lodówce.
-A dlaczego nic nie kupiłeś?
-Bo... bo nie chciałem wychodzić z domu.
-Rozumiem. DLaczego nie zamówiłeś jedzenia bezpośrednio do domu?
-Ja... nie odczuwałem potrzeby jedzenia. Nie miałem ochoty.
-Typowe. Miałeś wcześniej jakieś smutne dni?
-Ja... ja... - urwałem. Dziwiło mnie zrozumienie lekarza, ale nie chcialem mu tak o wszystkim powiedzieć. Nie mogłem.
-Harry nie bój się mnie. Chcę pomóc. Powiedz, co Ci leży na sercu. - nie myśląc o konsekwencjach opowiedziałem lekarzowi całą moją historię. Powiedziałem również to, że dzięki Louisowi czuję się lepiej i to on daje mi siłę. Jednak nadal nie rozumiałem braku apetytu.
-Myślę, że to przez dłuższy okres czasu, w którym nic nie jadłeś doprowadził Cię do stanu, gdy jedzenia Cię obrzydza. Tak jest zazwyczaj. Tylko proszę wysłuchaj mnie. Nawet, jeśli to Cię odstręcza musisz jeść. Zobacz gdzie wylądowałeś. Po tygodniu powinno być lepiej. Twój organizm trochę przyzwyczaił się do lepszego odżywiania przez te 3 dni. Przez kroplówkę doprowadziliśmy do Twojego żołądka niezbędne substancje i płyny, więc powinno być lepiej. - lekarz jeszcze tłumaczył mi, co powieniem robić itd. Słuchałem go uważnie, gdyż nie chciałem znowu tu wylądować. Pragnąłem być szczęśliwy i uszczęśliwić Louisa. Nie chciałem kolejny raz widzieć jego łez.

Dwa tygodnie później.
Już od tygodnia jestem w domu. Po raz pierwszy od pięciu miesięcy podniosłem rolety wyżej i wpuściłem do mojego domu trochę słońca. Przewietrzyłem też moją sypialnie i byłem nawet na zakupach! Z nie kto innym, jak z Lou. Tak bardzo go kocham.
Siedziałem właśnie na fotelu, gdy do domu wszedł Tomlinson. Od razu do niego podbiegłem i rzuciłem mu się na szyję. On śmiejąc się, zaczął mnie całować. Uwielbiałem patrzeć na tą radość w jego oczach. To było cenniejsze niż wszystko inne.

piątek, 5 października 2012

VI. Imagin.


Siedziałaś w parku na ławce i tępo wgapiałaś się w tafle chłodnego jeziora. Dookoła Ciebie biegały dzieci poubierane już w cieplejsze kurtki, a niektóre miały nawet czapki. Jednak nie zwracałaś na nic uwagi, nie miałaś siły udawać zainteresowanej tym, co działo się obok. Nie miałaś już ochoty udawać uśmiechniętej i zadowolonej z życia. Dzisiaj był ten dzień. Dzień w którym poznałaś Louisa. Siedziałaś właśnie na ławce, na której lubiliście spędzać czas. Jeszcze niedawno byłby to dla Ciebie cudowny dzień... jednak teraz było zupełnie inaczej. Spędziłaś z Louisem ponad rok. Uwielbialiście spędzać ze sobą czas, potrafiliście rozmawiać godzinami. Nigdy nie kończyły Wam się tematy. Trzy miesiące temu Tomlinson wyjechał. Rozumiałaś go oczywiście, ponieważ chciał spełnić swoje marzenia. Wyprowadził się do Londynu, żeby tam rozwijać swój talent muzyczny. Ty zostałaś tutaj... w miejscu pełnym Waszych wspomnień i z dnia na dzień było ci coraz gorzej. Mówią, że czas leczy rany, jednak u Ciebie było zupełnie inaczej. Było źle, bardzo źle. Nie spałaś po nocach tylko rozpatrywałaś przeszłość. Nie chciałaś ruszyć na przód, a ni dopuścić do siebie pomocy. Na dodatek dzisiaj był dzień, który miałaś spędzić z Louisem. Ustaliliście wszystko. Teraz to już nie miało znaczenia, bo go nie było.
Do Twoich oczu cisnęły się łzy, jednak starałaś się być silna i nie uronić ani jednej. Wiał silny wiatr, było Ci zimno, lecz miałaś to gdzieś. Mijały minuty, godziny, aż zaczęło robić się ciemniej. Nie zamierzałaś wrócić do domu, nie potrafiłaś nawet podnieść się z ławki. Za dużo siły straciłaś na to, aby nie rozpłakać się w miejscu publicznym, aby teraz tak po prostu wstać i pójść do domu. Nagle poczułaś dłoń na swoim ramieniu. Wzdrygnęłaś się i lekko podskoczyłaś z zaskoczenia, lecz nie odwróciłaś głowy. Wiedziałaś, że to Twoja przyjaciółka znowu po Ciebie przyszła.
-Nie jest Ci zimno? - zamarłaś. Do Twoich uszu dobiegł dźwięk tego głosu. Głosu, którego tak bardzo brakowało Ci przez ostatnie dni. Obejrzałaś się za siebie i zobaczyłaś twarz Louisa. Nie byłaś do końca pewna, czy Twoje serce stanęło, czy biło jak oszalałe. Nie umiałaś się na niczym skupić. Tommo okrążył ławkę i usiadł obok Ciebie, a Ty nadal bez słowa głupio patrzyłaś w jego niebieskie oczy. Następnie położył ostrożnie dłoń na Twoim zlodowaciałym policzku i zaczął...
-Przepraszam... Przepraszam, że się nie odzywałem.
-Nie szkodzi. - wyszeptałaś.
-Wiedziałem, że Cię tu spotkam. Pamiętam, jak układaliśmy plan na ten dzień. Jednak nie udało mi się przyjechać wcześniej. Przepraszam.
-Nie szkodzi. - powtórzyłaś jeszcze ciszej. Każde słowo sprawiało Ci ból.
-Wiem, że szkodzi. Widzę. Mam ochotę siiebie uderzyć.
-Przestań. - odparłaś trochę głośniej i odwróciłaś głowę.
-[T.I.]...
-Tak? - Lou złapał Twój podbródek i skierował Twój wzrok na swoje oczy.
-Kocham Cię. - patrzyłaś na niego w lekkim szoku. Odchrząknęłaś cicho.
-Błagam, przestań.
-Nie. Kocham Cie...
-Czy mógłbyś prze... - Lou przerwał Ci, naciskając wargami na Twoje usta. Były takie miękkie i ciepłe. Takie jak zawsze. Po Twoim ciele przeszedł długi przyjemny dreszcz. Rozpłynęłaś się pod wpływem jego dotyku, lecz nie oddawałaś pocałunku. Chlopak odsunął się od Ciebie.
-Wyjedź ze mną.
-Słucham?
-Pojedź ze mną do Londynu. - na Twojej twarzy zaczął gościć rumieniec. Kąciki ust lekko uniosły Ci się do góry.
-Żartujesz, prawda?
-Zdecydowanie nie żartuję.
-Ale Lou... jak Ty to sb wyobrażasz?
-Normalnie. - zaśmiał się melodyjnie. - że spakujesz wszystkie swoje rzeczy, polecisz jutro ze mną do Londynu i zamieszkamy razem. - Twoje serce galopowało, jak opętane. Uśmiechnęłaś się szerzej, a po chwili zaczęłaś się śmiać. Śmiałaś się szczerze i z radości. Nie umiałaś nic powiedzieć. Słowa Lou Cię zatkały, lesz sprawił, iż zaczęłaś się śmiać. Tomlinson posadził Cię na swoich kolanach, a Ty mocno się w niego wtuliłaś. Było Ci okropnie zimno, a nikt nie potrafił rozgrzać Cię tak jak on.
-Kocham Cię. - wyszeptał Ci wprost do ucha.
-Ja Ciebie też. - powiedziałaś z usmiechem i spełnieniem. Byłaś niesamowicie szczęśliwa. Podniosłaś głowę, a twarz Louisa zbliżyła się do Twojej. Po chwili całkowicie zniszczył przestrzeń między Wami. Muskaliście delikatnie swoje usta. Po minucie Wasz pocałunek zaczął stawać się bardziej namiętny. Po chwili rozchyliłaś delikatnie wargi, a język Louisa wśliznął się Twojej buzi. Po Twoim ciele rozlała się fala gorąca i ogromnej przyjemności. Wasze języki były całkowicie zgrane, tańczyły wokół siebie.
Po kilkunastu sekundach oderwaliście się od siebie, a Wasze czoła były o siebie oparte.
-Wyjedź ze mną.
-Wyjadę.

czwartek, 4 października 2012

3. Larry, część 2.

Czeeść :)
Na prośbę jednej z Was napisałam drugą część imagina o Larrym. Wiem, że jest o wiele słabszy niż poprzedni, ale mam tak zawsze, że po słabym piszę jeszcze gorszę ;/
Od razu zapowiadam, że to nie koniec, ponieważ mam pomysł na trzecią, a może też i czwartą część :)

Do kiedyś <3







Obudziłem się nagle, leżąc skulony pod kocem na kanapie w salonie. Podniosłem się powoli do pozycji siedzącej. Rozejrzałem się wokoło, było przed ósmą. Wczoraj... Boże... wczorajszy dzień był niesamowity, a może raczej wieczór. On przyszedł... przyszedł do mnie i powiedział mi wprost, że jest we mnie zakochany. Na samo wspomnienie moje serce zaczęło bić szybciej. 
Louis jednak wczoraj nie siedział u mnie długo. Wrócił do siebie po godzinie. Siedzieliśmy tu, na kanapie i przytulając się do siebie przepraszaliśmy się nawzajem. Gdy poszedł, ja nie mogłem tak po prostu zasnąć. Siedziałem i wgapiałem się w ściany z pustym wyrazem twarzy. Byłem wypełniony szczęściem, ale też niepewnością. To wszystko było takie... dziwne, nierealne. Wstałem i pokierowałem się do łazienki. Wziąłem porządny prysznic, umyłem zęby i założyłem czyste ubrania. Następnie poszedłem do kuchni i zabrałem się za przygotowanie sobie śniadania. Nie byłem głodny, lecz obiecałem Tomlinsonowi, że coś zjem. Zajrzałem do lodówki, ale nic ciekawego nie znalazłem. Jedynie pusty słoik po dżemie i musztardę. Nie miałem ochoty wychodzić z domu. To jeszcze za szybko. Usiadłem ponownie na kanapie i okryłem się kocem. Było mi cholernie zimno i byłem też zmęczony. Przez ostatnie zdarzenie nie mogłem spać. Sen pochłonął mnie tylko na trzy godziny. Osunąłem się na poduszkę i jak na zawołanie zamknąłem bezsilnie powieki. Otworzyłem lekko oczy i poczułem przyjemnie ciepło otulające tylną część mojego całego ciała. Czułem również czyjąś dłoń, bawiącą się moimi lokami. Uśmiechnąłem się mimowolnie i zamruczałem. -Dzień dobry Kochanie. - usłyszałem głos Lou tuż przy moim uchu. Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej i odwróciłem w jego stronę. -Cześć. - odparłem, a moja ręka powędrowała na jego rozgrzany policzek. Jego twarz nagle znalazła się tak blisko mojej, dzieliły nas dosłownie milimetry. Moje wargi przylgnęły delikatnie do jego. Ciepło i rozkosz nagle rozlała się po moim ciele. Nasz pocałunek już po kilku sekundach przerodził się w coś dzikiego i namiętnego. Jego język wtargnął do mojej buzi, robiąc zamieszanie w mojej głowie, a cykliczne bicie serca zamieniło się w łomotanie w przeróżnych odstępach czasu. Dłonie Lou spoczęły na mojej talii, przyciągając mnie bliżej siebie. Przez naszą bliskość, poczułem dokładnie jego krocze na moim. Mruknąłem z podniecenia, a chłopak pisnął. Uśmiechnęliśmy się do siebie na chwile przerywając nasze pieszczoty.-Harry... Kocham Cię.-Ja Ciebie też Kocham Lou. - wyszeptałem słowa, które nigdy mi się nie znudzą. Po chwili ponownie złączyliśmy nasze usta w porywczym pocałunku. Poczułem nagle ręce Lou, rozpinające moje spodnie. Mój oddech zaczął sprawiać mi problem, bo nie mogłem złapać powietrza. Jednak nie przestawałem i pomogłem mu ściągnąć z siebie spodnie. Mój kolega był już lekko twardy przez nasze czułości, a pod wpływem dotyku Lou nagle stanął na baczność. Jego dłoń zaczęła wykonywać ruchy w dół i górę, doprowadzając mnie do skrajnej rozkoszy. Gdy przyspieszał zacząłem sapać, bo nie umiałem inaczej wyrazić moich emocji. Moja głowa prawie eksplodowała. Tommo składał na mojej szyi mokre pocałunki i sprawiał mi okropną przyjemność. Nie wiem, co jego dłoń dokładnie wyprawiała z moim członkiem, ale doprowadzało mnie to do szaleństwa. Co chwile zaciskał mocniej palce na moich czułych miejsach, które zdążył już rozpoznać, a ja jęczałem coraz głośniej. Miałem w dupie, że sąsiedzi zapewne już słyszeli dźwięki, wydobywające się z mojego gardła. Louis przyspieszył jeszcze bardziej, a ja doszedłem w jego dłoni. Napięcie zeszło z mojego ciała, a ja dyszałem, jakby przebiegł kilkadziesiąt kilometrów. Mój przyjaciel nachylił się nade mną i złożył pocałunek na moim lekko rozchylonych wargach.-Tak bardzo Cię kocham, Harry. Sam nie wierzę w to, że to wszystko się dzieje. -Lou, jesteś cudowny. - wyszeptałem już trochę bardziej uspokojony. Wtuliłem się w jego tors, a on bez krzty obrzydzenia przyciągnął mnie jeszcze bliżej. - Nawet nie wiem, co mam powiedzieć, aby wyrazić to co czuję. -Wystarczy, że jesteś. - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.

poniedziałek, 1 października 2012

V. Imagin.

Stałaś przed lustrem już chyba z godzinę. Szykowałaś się właśnie na randkę, cudowną randkę, która miała być spełnieniem Twoich marzeń. Ubrałaś czarną, krótką sukienkę, niebieski żakiet i miałaś przyszykowaną torebkę w tym samym kolorze oraz oczywiście czarne szpilki. Umyłaś włosy, wysuszyłaś je, popsikałaś suchą odżywką i starannie wyczesałaś. Harry zawsze  lubił, gdy miałaś rozpuszczone włosy, więc postanowiłaś umilić mu spotkanie z Tobą. Na oczach namalowałaś cienką, czarną kreseczkę, a rzęsy wyczesałaś tuszem. Twoje usta lśniły delikatnym różem błyszczyka. W Twojej głowie wyglądałaś normalnie, przeciętnie, jednak, gdy Styles Cię zobaczył oniemiał. 
-[T.I.] wyglądasz oszałamiająco. - powiedział, gdy postanowił w końcu przerwać ciszę, gdy otworzyłaś mu drzwi. 
-Dziękuję. - uśmiechnęłaś się słodko. - Ale to nic specjalnego. - zaśmiałaś się melodyjnie.
-Nie denerwuj mnie w ogóle. - spojrzał na Cb groźnym wzrokiem, a po chwili zmniejszył odległość między Wami i czule Cię pocałował. 
-Gotowa?
-Jak najbardziej.
-To chodźmy. - chwycił się za dłoń i pociągnął do swojego samochodu. Przez całą drogę siedzieliście cicho, aż w koncu nie wytrzymałaś.
-Gdzie jedziemy?
-Zobaczysz.
-No ejj, zaraz dostanę szału. - zaśmiał się, a Ty mu zawtórowałaś. 
-Wytrzymasz. - odparł z uśmiechem na twarzy.
Po kilkunastu minutach zatrzymaliście, a Harry otworzył Ci drzwi. Wyszłaś, lecz nie zauważyłaś nic specjalnego. Byliście na parkingu.
-Teraz musimy się trochę  przejść. - uśmiechnął się do Cb, po czym splótł Wasze palce i ruszył. Kiedy byliście na miejscu stanęłaś jak wryta. Przed Tobą ciągnęła się ścieżka, wzdłuż której stały świeczki z wyrytym napisem "Kocham Cię". Ścisnęłaś mocniej dłoń Hazzy i poszliście dróżką. Ostatecznie, znaleźliście się w przytulnym ogrodzie. Na środku stał niewielki stolik z pysznościami, a niedaleko wisiał hamak. 
Gdy już zjedliście romantyczną kolacje, Harry wstał i poprosił Cię do tańca. Nie ważne, że muzyka Wam nie grała. Ważna była Wasza niesamowita bliskość. Wtuliłaś się w jego tors, a on obwinął rękoma Twoją talię. Było Ci z nim ciepło i najważniejsze, że czułaś się bezpiecznie. 
Po kilku minutach, Loczek odsunął się trochę od Ciebie i zaczął...
-[T.I.] chciałbym Ci coś powiedzieć...
-Tak?
-Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, wiesz? Dzięki Tobie jest mi lepiej, sprawiasz, że się uśmiecham i chce mi się żyć. Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko, bo tylko Ty się liczysz. Oczywiście, rodzina i przyjaciele również, ale to Ty byłaś, jesteś i zawsze będziesz na pierwszym miejscu. Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobił. Tak bardzo Cię kocham. - z Twoich oczu wydobyła się mała łza i spłynęła po Twoim policzku. 
-Harry... Kocham Cię, tak okropnie mocno. - chłopak złapał Twoją twarz w dłonie i zmniejszył dystans dzielący Wasze twarze. - Jesteś cudowny. - wyszeptałaś, a on delikatnie naparł na Twoje usta. Muskaliście swoje wargi, coraz bardziej ciesząc się ze sprawiającej sobie nawzajem przyjemności. Po kilkunastu sekundach, rozchyliłaś delikatnie usta, a język Twojego ukochanego wsunął się delikatnie do Twojej buzi. Przyjemność po prostu paraliżowała Twoje ciało. Wasze języki zaczęły tańczyć wokół siebie, a Harry mocno Cię do siebie przytulił, aby nie było Ci zimno. Trwaliście w pocałunku chyba kilka minut.

Obudziłaś się ciężko dysząc. Wdech, wydech, wdech, wydech... to nic nie pomagało. Schowałaś twarz w poduszce i zaczęłaś łkać. Robiłaś podobnie co ranek, po przebudzeniu, gdy zdawałaś sobie sprawę, że to był tylko sen. Co noc śnił się Harry Styles. Twój ukochany chłopak, z którym planowałaś wspólne życie, przyszłość. Jednak był mały problem. Harry nie żył. Miesiąc temu zginął w wypadku. A Ty nadal nie umiałaś się z tym pogodzić. Lokowaty męczył się w snach, nie dając o sobie zapomnieć, lecz nawet mimo snów, nie dałabyś rady usunąć go z pamięci. Nie miałaś siły nawet próbować. Tak po prostu wszystko przepadło. Wszystko.

czwartek, 20 września 2012

lV. Imagin.

Siedziałaś w oknie, oglądając przechodniów. Zauważyłaś nagle blond czuprynę, na którą zawsze dziwnie reagowałaś. Znałaś go ze szkoły, lecz nie miałaś odwagi do niego zagadać. Twoje serce na jego widok zawsze przyspieszało i nie mogłaś nad tym zapanować. Twoja przyjaciółka, która oczywiście o wszystkim wiedziała, truła Ci, że masz do niego podejść. Jednak Ty nie potrafiłaś. Nie należałaś do odważnym osób, które dla zabawy poznają chłopaków. Często traktowałaś wszystkich poważnie i nie lubiłaś bawić się czyimiś uczuciami. Nagle zobaczyłaś kogoś spojrzenie skierowane prosto na Ciebie. Twoje policzki przybrały od razu czerwonego koloru. Odskoczyłaś szybko od okna i schowałaś się, aby Cie dokładnie nie widział. Modliłaś się tylko, aby nikomu nie powiedział, że gapiłaś się na niego przez dobre kilka minut, a on to widział.
Podskoczyłaś, bo usłyszałaś głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Zeszłaś na dół i otworzyłaś drzwi. O Boże! Twoje serce albo sie zatrzymało, albo zaczęło bić jak opętane. Blondyn o niebieskich oczach stał w Twoich drzwiach i usmiechał się do Ciebie słodko.
-Cześć. - usmiechnął się jeszcze szerzej. - Chyba nie miałem okazji Cię jeszcze poznać. Niall. - wyciągnął ku Tobie dłoń, którą szybko uścisnęłaś. -Nie idziesz do szkoły?
-Hhej. - uśmiechnęłaś się niepewnie. - Dz..dzisiaj nie idę. Źle się czuję.
-Ojj.. A co Ci jest? - przejął się, jakby to jego przyjaciel zachorował, a nie dopiero co poznana dziewczyna.
-Boli mnie głowa i mam stan podgorączkowy. Nic takiego. - starałaś się trochę rozluźnić.
-Na pewno? Może Ci w czymś pomóc?
-Niee, nie trzeba. Naprawdę nie jest źle. - puściłaś mu oczko.
-No dobrze. To ja już idę, bo nie zdążę na lekcje.
-Ok.
-To... do zobaczenia?
-Pa. - zamknęłaś drzwi i pobiegłaś do swojego pokoju. Zaczęłaś piszcześć, jak chora i skakać. To w ogóle nie było do Ciebie podobne. Zaczęłaś się śmiać z samej siebie i dopiero teraz zrozumiałaś, że cieszysz ryja do siebie, co wywołało u Ciebie jeszcze większy wybuch śmiechu.
Uspokoiłaś się trochę i pokierowałaś do kuchni, zeby zjeść śniadanie. Potem położyłaś się do łóżka i zasnęłaś. Musiałaś odpoczywać, w końcu byłaś chora.
Ze snu wyrwało Cię pukanie do drzwi. Spojrzałaś na zegarek, była już 14. Spałaś tak długo? To do Ciebie niepodobne. Otstanio zaczęłaś zachowywać się zupełnie inaczej niz zwykle.
Okryłaś się kocem i pokierowałaś do drzwi. Boże... Twoje serce zaczęło szaleć ponownie. Już drugi raz w ciągu dnia, dzieje się coś wspaniałego.
-Witaj ponownie. - Niall uśmiechnął się do Ciebie uroczo.
-Cześć. - zaśmiałaś się cicho. - Chcesz wejść?
-A nie będę przeszkadzał?
-Jasne, ze nie. I tak nie mam co robić.
-No dobrze. - wszedł do Twojego domu, zamknął drzwi, ściągnął trampki i pokierował się za Tobą do salonu.
-Chyba jeszcze nie zdążyłam Ci powiedzieć, jak mi na imię. Jestem...
-Wiem, wiem jak masz na imię. - usmiechnął się.
-Skąd? - zapytałaś zmieszana.
-Jak chcę to wiem. - zaśmiał się. Podszedł do Ciebie i dotknął twojego czoła. Jego dotyk sprawił, ze dostałaś prawie palpitacji serca. - Jak się czujesz? Masz strasznie gorące czoło. - skrzywił się lekko.
-Głowa już mnie nie boli, ale strasznie mi zimno.
-Może mierz sobie temperaturę, hm?
-No dobrze. - wzięłaś termometr i wsadziłaś go sobie pod pachę. Po 5 minutach wyciągnęłaś i nie chciałaś wierzyć właśnym oczom.
-I jak?
-Nnic..
-Pokaż mi to. - wyrwał Ci z dłoni cienki pręcik. - Boże! Kobieto, masz 39 stopni. Kładź sie do łóżka.
-Ale... - zaśmiałaś się lekko. - poradzę sobie.
-Żadnego ale! Właśnie widzę, jak sobie radzisz. - zachichotał. - Chyba, ze mam już iść... - speszył się trochę.
-Nie, możesz zostać. - uśmiechnełaś się, jak najlepiej potrafiłaś, a jego wzrok zawiesił się na Tobie. Odwróciłaś głowę, bo czułaś, że się czerwienić.
-No... no to połóż się, a ja coś wykombinuję.
-Ok. - położyłaś się pod ciepły koc i mimo gorączki czułaś się szczęśliwa. Po chwili Blondyn przynióśł Ci gorącą herbatę i trzymal coś małego w dłoni.
-Proszę. - usiadł obok ciebie, naprawdę blisko. - Tu herbatka, a tu tabletka. - podał Ci białe coś do ręki oraz kubek.
-Co to jest? - zapytałaś zaskoczona.
-Apap Skarbie. Nigdy nie widziałaś apapu? - zaczął się smiać i po chwili mu zawtórowałaś.
-Spadaj. - upiłaś łyk herbaty, gdy już się trochę podniosłaś. Następnie połknęłaś tabletkę i popiłaś ciepłym płynem.
-No a teraz się połóż i odpocznij.
-Nie nudzi Ci się ze mną?
-Z Tobą nigdy. - usmiechnął się. Zarumieniłaś się lekko.
-Oj przestań. Mówię poważnie.
-Ja też mówię poważnie. - ułożyłaś głowę na poduszce i przymknęłaś powieki. Po jakiś 5 minutach poczułaś, jak czyjaś dłoń gładzi Cię po czole i włosach. Było Ci tak przyjemnie, że nie miałaś siły tego przerwać.
- Gdybyś tylko wiedziała, jak się cieszę, że w końcu Cię poznałem. - usłyszałaś ciche szeptanie. Odruchowo otworzyłaś oczy i od razu się za to skarciłaś. Jego oczy momentalnie się powiększyły, a jego policzki stały się pomidorowe. Uśmiechnęłaś się lekko, aby jakoś rozluźnić atmosferę.
-Nudzi Ci się, prawda? - zapytałaś. Nie chciałaś, aby stracił dzień, patrząc jak się kurujesz.
-Nie. Tylko troche mi niewygodnie. - zaśmiał się nerwowo. Wiedziałaś, że to strasznie głupie, ale zrobiłaś mu więcej miejsce obok siebie.
-To się połóż. - tym razem nerwowy chichot należał do Ciebie. Jednak błękitnooki nic zareagował negatywnie, położył się obok Ciebie nic nie mówiąc. Twoje serce szalało. Nie dosyć, że Niall leżał obok ciebie to patrzył prosto w Twoje oczy. Wyjął rękę spod koca i odgarnął kosmyk  Twoich włosów za ucho, usmiechając się delikatnie.
Poczułaś nagły przypływ odwagi i przybliżyłaś się do niego i wtuliłaś w tors. On objął Cię i przyciągnął jeszcze bliżej. Szczęście w Tobie buzowało. Nie mogłaś już zasnąć. Rano wyspałaś się wystarczająco, więc teraz nie było mowy i śnie. Mimo tego nie zamierzałaś wstawać.
Dłoń Blondyna zaczęła jeździć wzdłuż Twoich pleców, a po Tobie przeszło milion dreszczy.
Po 10 minutach nadal nie mogłaś spać. Pod wpływem jego dotyku, czułaś ucisk w podbrzuszu i latające motylki. Podniosłaś delikatnie głowę i spojrzałaś w jego oczy. O kurde... nie spodziewałaś się, że są tak blisko. Uśmiechnął się do Ciebie słodko, a Ty odwzajemniłaś uśmiech. Nagle jego twarz zaczęła zbliżać się do twojej. Twoje serce przyspieszyło jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Po chwili jego usta przywarły delikatnie do twoich warg. Musnął je delikatnie, po czym odsunął zdenerwowany.
-E.. przepraszam. Nie powinienem. - zaczął. Był nieźle zestresowany. Nie mógł znaleźć słów, aby coś jeszcze powiedzieć. Uśmiechnęłaś się szeroko, po czym tym razem Ty zniszczyłaś odległość między nami. Zaskoczony twoim postępem, zrozumiał, że nie miałaś nic przeciwko. Przytulił Cię do siebie jeszcze bardziej i kontynuował pocalunek. Muskaliście delikatnie swoje wargi, aż w końcu dopuściliście do siebie swoje języki. Tańczyły wokół siebie i walczyły o dominację. Było Ci niezwykle przyjemnie, choć dokładnie nie byłaś pewna, że to co się dzieje to prawda. Po kilkunastu sekundach oderwaliście od siebie, a Wasze czoło się złączyły.
-Codziennie na Ciebie patrzę, wiesz? Gdy zobaczyłem Twoją twarz w oknie, po prostu musiałem Cię poznać. - usmiechnęłaś się szeroko.
-Nie wiem co powiedzieć... bo wiesz... ja codziennie patrzę na Ciebie z okna. - oboje byliście zarumienieni i szczęśliwi. Jego wargi ponownie przywarły do twoich. Podarował Ci cudowny pocałunek, który należał do Twoich najpiękniejszych. Czułaś jego słodki posmak.
-Kocham Cię. - wyszeptał Ci prosto do ucha.
-Ja Ciebie też. - opwiedziałaś z uśmiechem i wtuliłas się w niego mocno.

poniedziałek, 17 września 2012

2. Larry.

Nastał kolejny dzień. Właściwie, nie miałem nawet ochoty wstawać. Nie chciałem się ruszyć z łóżka, tylko leżeć tu przez resztę mojego, beznadziejnego życia. Dzisiaj minęły równe trzy miesiące. Trzy miesiące bólu, cierpienia i rozpaczy. Może przesadzam, ale to cholernie boli. Odrzucenie i wstyd. Właśnie to czułem przez ten czas i czuję nadal. Jak mogłem być taki głupi?
Tak dla Waszej wiadomości jestem gejem, a na imię mi Harry. Homoseksualny jestem już dość długo i moi przyjaciele z zespołu wiedzą od samego początku. Wiedzieli również, że podobał mi się pewien chłopak, lecz nigdy nie powiedziałem im, kim on był. Pewnie dlatego, że był to jeden z nich, a mianowicie Louis. Nie potrafiłem o nim nie myśleć. Nie potrafiłem skupić się na nauce, ponieważ ciągle siedział w mojej głowie. Czasem potrafiłem  nie przespać całej nocy, a spędzić ją na rozmyślaniu o nim. To męczyło mnie przez cały czas. Nigdy nie przypuszczałem, ze mógłbym postąpić tak nieodpowiedzialnie i powiedzieć o tym Liamowi. To on zawsze wydawał mi się najbardziej rozsądny, rozważny i tolerancyjny. Zrozumiał to i zaakceptował, lecz nie umiał mi doradzić. Poszedłem więc z tym do Nialla, który przez tydzień nie mógł mi uwierzyć, więc nie naciskałem dalej. Nie miałem pojęcia, co zrobić, więc poszedłem do Zayna. Powoli, dokładnie i starałem się łagodnie, opowiedziałem mu o całej sytuacji. Jednak już od początku, gdy do niego przyszedłem, wydawał się dziwny. Jakby chciał, abyśmy porozmawiali o tym kiedy indziej. Widziałem to w jego zachowaniu, lecz kazał mi mówić dalej. Kiedy skończyłem, odparł, że wie. Liam i Niall z nim o tym rozmawiali. Zayn polecił mi, aby porozmawiał z Louisem. Głupi go posłuchałem i do niego poszedłem. Z ogromną trudnością, opowiedziałem mu co czuję. Jednak ten nic nie powiedział. Patrzył na mnie wielkimi oczami i się nie odezwał. Czekałem chyba 15 minut, jak debil, lecz nadal nie uzyskałem odpowiedzi. Wstałem więc z kanapy w jego salonie i wyszedłem z mieszkania. Zamknąłem się w swoim domu, bo tu czułem się najbezpieczniej. Jednak nie zmienia to faktu, ze czułem się beznadziejnie. Co chwile mój telefon dzwonił. Jak nie Liam, to Niall, jak nie Niall to Zayn. Louis nie dzwonił przez pierwsze dwa tygodnie. Potem jednak zaczął wydzwniać najczęściej. Dobijali się również do moich drzwi, lecz żyli chyba w przekonaniu, ze mnie w nim niema.
Od ponad miesiąca codziennie, po kilka godzin, wgapiałem się w posty na twitterze. Ludzie zaczęli nagle mnie wyśmiewać. Że zachowuję się, jak dziecko, jak rozpieszczona gwiazdeczka, która ma za dużo. Ludzie tak po prostu mnie znienawidzili. Spędzałem pół nocy na pustym płaczu, który rozrywał mnie od środka. Nie miałem siły na nic. Najgorsze jednak było wgapianie się w małe pudełko. Pudełko, które zawierało tabletki. Tabletki, które mogły mi pomóc. Mogłyby usnieżyć mój ból na zawsze, na wieczność. Jednak byłem zbyt wielkim tchórzem, żeby to zrobić.
W tym momencie właśnie siedziałem w łóżku i wgapiałem się w to pudełko. Trzymałem je w dłoniach i obracałem palcami. Nagle podskoczyłem na dźwięk, głośnego pukania do drzwi. Po chwili zamieniło się ono w walenie i kopanie.
-Otwórz! Rozumiesz, co mówię?! Otwórz te pieprzone drzwi, Harry! - tak dawno nie słyszałem jego głosu. Uśmiechnąłem się delikatnie, na myśl, że jednak o mnie nie zapomniała osoba, którą kochałem, jak nikogo na świecie. Louis pofatygował się i przyszedł mnie odwiedzić. Jednak nie zamierzałem mu otworzyć. Nie miałem na to siły, tak samo, jak nie miałem siły połknąć tych tabletek.
-Błagam! Wiem, że tam jesteś! Wiem też, że mnie słyszysz! - nie mówił. Krzyczał. Był zdenerwowany i trochę przerażony. Czułem to w jego głosie. Natomiast ja... ja nie umiałem nic, na to poradzić. Po mojej twarzy ponownie wylały się łzy, bo nie potrafiłem otworzyć mu drzwi. Bałem się odrzucenia, a przede wszystkim wyśmiania. Nie potrafiłbym spojrzeć mu w oczy, po tym wszystkim, co mu powiedziałem. Wyznałem mu miłość, a on nawet nic nie powiedział.
-Dobrze, nie to nie. Jednak  nie odpuszczę. Będę tu siedział, dopóki mi nie otworzysz, ale jeszcze chciałbym Ci coś powiedzieć. - słuchałem go uważnie, nie potrafiąc zatamować, lejących się łez po mojej twarzy. - Wtedy... nic nie powiedziałem. Nic nie powiedziałem, bo... bo nie miałem słów, żebym mógł opisać to co czułem. Bo tak... byłem cholernie przerażony. Nie spodziewałem się tego, nigdy. Zawsze myślałem, że wolisz innych, że już jesteś w kimś zakochany i że ja jestem tylko przyjacielem, któremu wyżalisz się, gdy tamten Cię zostawi. Chociaż trudno by było Cię zostawić. Bo Harry, jesteś wspaniały. Uwielbiam Cię pod każdym względem. I tak, mówię to teraz, przed Twoimi drzwiami od domu, gdy na chodniku przechodzą zwykli ludzie i to słyszą. Nie wstydzę się tego, że jesteś dla mnie kimś okropnie ważnym. - moje serce biło, jakby ktoś walnął je młotem. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do drzwi. Stanąłem na przeciwko nich i patrzyłem w nie tępo. -Harry? Harry, to Ty? - wytarłem twarz, po której nadal spływały łzy. Nie wiedziałem dokładnie dlaczego, ale cisnęły mi się do oczu. Podszedłem bliżej drzwi i położyłem dłoń na klamce. Jednak po chwili przycisnąłem ją do siebie. - Otwórz. Proszę. - jego słowa były tak wyraźne. Stał tam, za drzwiami. Tak blisko mnie. Odkręciłem zamek od drzwi i zrobiłem krok do tyłu. Zobaczyłem, jak klamka powoli opada na dół, a drzwi się uchylają. Po chwili ujrzałem, twarz Louisa. Wszedł ostrożnie do mojego domu i zamknął za sobą drzwi.
-Boże, Harry. - podbiegł do mnie szybko, ujmując moją twarz w dłonie. - Jadłeś coś w ogóle? - patrzyłem na niego zaskoczonym i okropnie zmęczonym wzrokiem. Nie przypuszczałem, że tak łatwo przyjdzie mi wgapianie się w jego piękne oczy. Jednak nie potrafiłem nic powiedzieć. Moje  gardło było zaschnięte i tak właściwie dopiero teraz się zorientowałem, że bardzo dawno nic nie jadłem. Zebrałem wszystkie swoje myśli oraz siły, żeby coś z siebie wydusić.
-Coś tak. - odparłem cicho.
-Kiedy?
-Nie wiem. - powiedziałem, bo naprawdę nie wiedziałem, kiedy zjadłem swój ostatni posiłek. Louis patrzył na mnie przestraszonymi oczami i błądził wzrokiem po mojej twarzy. Nagle, ni stąd ni zowąd, mocno mnie do siebie przytulił. Czułem przyspieszone bicie jego serca. Zrobiło mi się tak przyjemnie ciepło. Po moim ciele rozlało się tysiące dreszczy. Po mojej twarzy zaczęły spływać pojedyncze łzy. Zdałem sobie sprawę, że on nigdy nie będzie mój. To tylko zwykły przyjacielski uścisk...
-Harry, tak strasznie Cię przepraszam. - zaczął rozpaczliwym głosem. - powinienem coś odpowiedzieć, wiem.
-Nie. Zrobiłeś, co uważałem za rozsądne.
-Problem w tym, że tego nie zrobiłem. Chociaż nie wiem, co by było rozsądne. - odkleił się ode mnie i ponownie ujął moją twarz w dłonie. - Rozsądne było by, gdybym Ci wyjaśnił, że nic do Ciebie nie czuję, poza przyjacielską miłością. Że nigdy nie zastanawiałem się, czy przypadkiem nie kręcą mnie chłopcy. Że nigdy o Tobie nie myślałem w inny sposób. Że nie pragnąłem się z Tobą widywać częściej niż przeciętnie. Jednak nie chciałem Cię okłamać. Dlatego nie powiedziałem nic. Bałem się. Jestem cholernym tchórzem. - patrzyłem w niego tępo i nie mogłem uwierzyć w jego słowa. Moje serce biło, jak oszalałe, a nogi powoli mi miękły. On... On... coś do mnie czuje?
-Lou... - zacząłem, chcąc zapytać, czy to co mówił jest prawdą, jednak nie zdążyłem. Jego wargi nagle przykleiły się do moich. Zaczął muskać delikatnie i ostrożnie moje usta. Tak bardzo mi się to podobało, że zacząłem powoli oddawać jego pocałunek. Lou objął mnie w talii i przyciągnął bliżej siebie. Przywarłem do jego ciała, a moje ręce powędrowały na jego szyję. Mógłbym trwać w tej pozycji strasznie długo, jednak on postanowił skończyć to właśnie w tej chwili. Nie odsunął się ode mnie daleko, po prostu odkleił swoje usta od moich.
-Bo Harry... prawda jest taka, że już od dłuższego czasu jestem w Tobie zakochany.

piątek, 7 września 2012

III. Imagin.


Siedziałaś właśnie na ławce w parku i rozmyślałaś o tym, że lepiej być nie może. Od trzech miesięcy jesteś z Twoim wymarzonym Harrym. Od początku waszej znajomości Ci się podobał. Śledziłaś jego życie i skrycie się w nim podkochiwałaś. Pewnego dnia Twoja przyjaciółka przekazała Ci plotkę, że podobasz się pewnemu kędzierzawemu chłopakowi. Miałaś ogromną nadzieję, że jest nim Harry i Twoja nadzieja się spełniła. Od imprezy urodzinowej Twojej koleżanki zaczęliście spędzać ze sobą więcej czasu. Rozmawialiście na coraz to bardziej osobiste tematy i wszystko dobrze się układało. Nigdy nie spodziewałaś się, że tak łatwo pójdzie Ci z chłopakiem. Kilka tygodni później spróbowaliście być razem. On poświęcał dla Ciebie dużo czasu i nawzajem. Wasz związek kwitł i kwitł, a dzisiaj spędzacie dzień, chodząc po ulicach niezbyt zatłoczonego miasta. Jesteś okropnie szczęśliwa i niema dnia, w którym się nie uśmiechasz.
-Idziemy się przejść? - zapytał Hazza, odwracając głowę w Twoja stronę.
-Jasne. - uśmiechnęłaś się i już miałaś wstawać, gdy zatrzymał Cię pocałunkiem. Objął Cię ostrożnie w pasie i do siebie przyciągnąć. Poczułaś ucisk w podbrzuszu oraz latające motylki. Inaczej mówiąc, rozpływałaś się pod wpływem jego dotyku.
Gdy już się od siebie oderwaliście ruszyliście drogą, trzymając się za dłonie. Zaczęliście rozmawiać o tym jak minęły Wam wakacje, bo tego tematu jeszcze nie poruszyliście. Miałaś mu to powiedzenia mnóstwo rzeczy, więc wypowiadałaś słowa dość szybko. Po Twojej przemowie, Loczek opowiedział Ci o swoim wyjeździe do Grecji i spędzonym tygodniu ze znajomymi w domku letniskowym. Bardzo za sobą tęskniliście przez te dni spędzone osobno. Oczywiście, były dni, gdzie spotykaliście się ze sobą, jednak nigdzie nie wyjechaliście, ponieważ Twoi rodzice się nie zgodzili.
Po godzinnym spacerze, wylądowaliście na moście, gdzie Harry pierwszy raz Cię pocałował. Przystanęliście na chwilę i popatrzyliście na rzekę, płynącą pod Wami.
-[T.I.]..
-Tak?
-Kocham Cię. - przytuliłaś się natychmiast do niego i przystawiłaś usta do jego ucha.
-Ja ciebie też kocham. - wtuleni w siebie poszliście dalej.
Kilka godzin później.
Wróciłaś już do domu i szykowałaś się na jutro do szkoły. Byłaś bardzo zadowolona z dzisiejszego dnia. Nagle do twoich uszu dobiegł dźwięk Twojego dzwonka w telefonie. Zobaczyłaś, że dzwoni Twoja najbliższa przyjaciółka, więc pospiesznie odebrałaś.
-Cześć Kochana.
-Hej. [T.I.], musimy pogadać.
-Coś się stało?
-Możemy się spotkać?
-Teraz? Jest 21.
-Wiem, ale to ważne. Naprawdę.
-Ale o co chodzi?
-O Harrego. - gdy wypowiadała te słowa jej głos zadrżał, jakby miała zaraz się rozpłakać.
-Boże, co się stało?! Gdzie jesteś? - westchnęła głośno, zanim zaczęła mówić dalej.
-Spokojnie, błagam. Zaraz będę pod Twoim domem.
-Ok, już idę. - rozłączyłaś się i pobiegłaś ubrać szybko buty. Nawet nie powiedziałaś nic rodzicom tylko wybiegłaś czym prędzej z domu. Coś działo się z Twoim Harrym! Tylko za cholere nie wiedziałaś co! Zobaczyłaś, idącą w Twoim kierunku przyjaciółkę. Gdy Cię zobaczyła podbiegła do Ciebie i mocno przytuliła.
-[I.T.P.] co się stało?
-Ja nawet nie wiem jak to się stało..
-O co chodzi? I dlaczego ja nic nie wiem?
-Chodź.
-Nie! Powiedz najpierw co się stało.
-Harry odszedł.
-Słucham? Gdzie on jest?! Wyjechał?
-Nie.
-Nie rozumiem. - w Twojej głowie był ogromny mętlik. Byłaś strasznie zmieszana i nie wiedziałaś co się dzieję. Bałaś się, że coś złego stało się Styles-owi. Jednak słowa Twojej przyjaciółki wgl. do Ciebie nie trafiały i nie mogłaś jej zrozumieć.
-[T.I.] On umarł. - powiedziała to tak cicho, że ledwo usłyszałaś.
-Chyba źle usłyszałam?
-Nie. -po jej twarzy splywały łzy. Pełno łez. Była przerażona. Tak bardzo ją kochałaś, było Ci smutno, że płakała. Zawsze mówiła Ci prawdę, nawet tą najgorszą. Jednak teraz... nic do Ciebie nie docierało.
-Chyba jednak źle. Możesz powtórzyć?
-Harry nie żyje! Rozumiesz? - po wypowiedzeniu dość głośnym tonem tych słów Twoja przyjaciółka wybuchnęła płaczem. Ty jednak stałaś jak wryta, a wszystko wokół Ciebie się kręciło. Raz miałaś ochotę biec, gdzieś daleko, a drugi paść na łóżko i nigdy z niego nie wstawać. Słowa [I.T.P.] huczały Ci w głowie, która pulsowała. Miałaś szeroko otwarte oczy i nic do Ciebie nie docierało. Twoja przyjaciółka chodziła wokół Ciebie i chyba wymawiała Twoje imię. Sama nie byłaś pewna, co mówi.
Po kilkunastu minutach znalazłaś się w domu, a obok siedziała Twoja najbliższa. Wgapiałaś się tępo w ścianę, lecz wiedziałaś, iż musisz się ogarnąć i dowiedzieć czegoś więcej. Wzięłaś kilka głębokich wdechów i zaczęłaś.
-Skąd wiesz?
-Liam do mnie zadzwonił.
-Ale... jak to się stało? - mówiłaś bardzo szybko, bo bałaś się, ze gdy zaczniesz mówić dłużej rozpłaczesz się i nie będziesz mogła przestać. Na razie wykorzystałaś Twoje otępienie.
-Nie wiem. Gdy się dowiedziałam od razu pobiegłam do Ciebie.
-Mogłabyś zadzwonić do Liama i się czegoś dowiedzieć?
-Jasne.
Gdy Twoja kumpela odłożyła telefon spojrzałaś na nią i czekałaś, co powie.
-Harry. On. Był chory. - wzięła wdech i powoli wypuściła powietrze. Po jej twarzy nadal spywały pojedyncze łzy, lecz starała się być opanowana. - Miał problemy psychiczne. Miał koszmary w nocy i rzadko właściwie spał z tego powodu. Jakieś zjawy nawiedzały go w wyobraźni, mówiąc... - urwała i ukryła twarz w dłoniach.
-mówiąc?
-mówiąc, że nie może żyć. Że jeśli nie umrze to zabiją Ciebie. - wykrztusiła z siebie te słowa, szlochając głośno, jak małe dziecko.
-Skąd Liam to wszystko wie?
-Harry zostawił małą kartkę i zapisał to wszystko oraz, że strasznie Cię kocha i przeprasza. Powiesił się na poddaszu swojego domu.
2 dni później.
To zbyt żenujące, zeby opowiadać o tym jak się czułaś. Przecież to oczywiste, że przez całe dnie płakałaś i leżałaś w łóżku. Nie miałaś na nic siły. Pewnie było to również spowodowane tym, iż nic nie jadłaś. Piłaś tylko czasem wodę, bo mama ją wciskała Ci najbardziej. Byłaś okropnie załamana. Czytałaś jego list. Napisał o swoich problemach, jednak najwięcej napisał o Tobie. Wyraził ogromną miłość do Ciebie i poświęcenie. Nie mogłaś zrozumieć, dlaczego to zrobił. Mógł się leczyć. Brał podobno jakieś leki, ale mało dawały. No ale mógł zwiększyć dawkę! Pełno myśli przelatywało przez Twoją obolałą głowę. Twoja przyjaciółka regularnie Cię odwiedzała i leżała obok Ciebie. To chyba najbardziej Ci pomagało. Czasem nawet chwilę rozmawiałyście, lecz nie długo. Własnie teraz leżała obok Ciebie.
-Ej.
-Tak Kochanie?
-Przepraszam.
-Nie masz za co.
-Ale będę miała.
-O czym Ty mówisz, Skarbie? Jesteś zmęczona, prześpij się.
-Ale powiedz, że mi wybaczysz.
-Oczywiście.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też kocham, Słońce. - pocałowała Cię w czoło, a Twoje plany już były poukładane.

Kilka dni później przyjaciółka wchodzi do Twojego pokoju. O dziwo nie spotyka Cię w łóżku, więc idzie do Twoich rodziców. Odpowiadają, że Ciebie nie widzieli. zaczynasz jej szukać razem z rodzicami. Obdzwoniłaś wszystkich przyjaciół, zeby pomogli. Liam, Niall, Zayn i Louis chodzili z Tobą po miejsach, gdzie mogłabyś być, lecz wszędzie było pusto. Po godzinie szukania wpadła na pomysł, który ją przestraszył, lecz mógł być pomocny.
-Dom Harrego? - wszyscy się zgodzili, lecz było im ciężko. Hazza mieszkał sam i spędzaliście u niego naprawdę dużo czasu.
Stanęli na przeciwko drzwi jego domu i zapukała. Nikt się nie odezwał. Nacisnęła na klamkę, a drzwi się otworzyły. Wlecieli do mieszkania i zaczęli poszukiwania. Zajrzała do pokoju Harrego, lecz bębniła w nim cisza. Pobiegła więc na górę. Okropnie bała się wejść na strych. Jej przerażenie było ogromne. Jednak otworzyła drzwi, a po chwili uklęknęła na ziemię, mocno waląc kolanami o podłogę. Otworzyła szeroko buzię, a z jej wydobył się głośny krzyk, zmieniający się w szloch. Nagle zrozumiała to, dlaczego przepraszałaś. Jej przyjaciółka leżała na podłodze. Obok było spore pudełko po tabletkach. Już puste.