piątek, 5 października 2012

VI. Imagin.


Siedziałaś w parku na ławce i tępo wgapiałaś się w tafle chłodnego jeziora. Dookoła Ciebie biegały dzieci poubierane już w cieplejsze kurtki, a niektóre miały nawet czapki. Jednak nie zwracałaś na nic uwagi, nie miałaś siły udawać zainteresowanej tym, co działo się obok. Nie miałaś już ochoty udawać uśmiechniętej i zadowolonej z życia. Dzisiaj był ten dzień. Dzień w którym poznałaś Louisa. Siedziałaś właśnie na ławce, na której lubiliście spędzać czas. Jeszcze niedawno byłby to dla Ciebie cudowny dzień... jednak teraz było zupełnie inaczej. Spędziłaś z Louisem ponad rok. Uwielbialiście spędzać ze sobą czas, potrafiliście rozmawiać godzinami. Nigdy nie kończyły Wam się tematy. Trzy miesiące temu Tomlinson wyjechał. Rozumiałaś go oczywiście, ponieważ chciał spełnić swoje marzenia. Wyprowadził się do Londynu, żeby tam rozwijać swój talent muzyczny. Ty zostałaś tutaj... w miejscu pełnym Waszych wspomnień i z dnia na dzień było ci coraz gorzej. Mówią, że czas leczy rany, jednak u Ciebie było zupełnie inaczej. Było źle, bardzo źle. Nie spałaś po nocach tylko rozpatrywałaś przeszłość. Nie chciałaś ruszyć na przód, a ni dopuścić do siebie pomocy. Na dodatek dzisiaj był dzień, który miałaś spędzić z Louisem. Ustaliliście wszystko. Teraz to już nie miało znaczenia, bo go nie było.
Do Twoich oczu cisnęły się łzy, jednak starałaś się być silna i nie uronić ani jednej. Wiał silny wiatr, było Ci zimno, lecz miałaś to gdzieś. Mijały minuty, godziny, aż zaczęło robić się ciemniej. Nie zamierzałaś wrócić do domu, nie potrafiłaś nawet podnieść się z ławki. Za dużo siły straciłaś na to, aby nie rozpłakać się w miejscu publicznym, aby teraz tak po prostu wstać i pójść do domu. Nagle poczułaś dłoń na swoim ramieniu. Wzdrygnęłaś się i lekko podskoczyłaś z zaskoczenia, lecz nie odwróciłaś głowy. Wiedziałaś, że to Twoja przyjaciółka znowu po Ciebie przyszła.
-Nie jest Ci zimno? - zamarłaś. Do Twoich uszu dobiegł dźwięk tego głosu. Głosu, którego tak bardzo brakowało Ci przez ostatnie dni. Obejrzałaś się za siebie i zobaczyłaś twarz Louisa. Nie byłaś do końca pewna, czy Twoje serce stanęło, czy biło jak oszalałe. Nie umiałaś się na niczym skupić. Tommo okrążył ławkę i usiadł obok Ciebie, a Ty nadal bez słowa głupio patrzyłaś w jego niebieskie oczy. Następnie położył ostrożnie dłoń na Twoim zlodowaciałym policzku i zaczął...
-Przepraszam... Przepraszam, że się nie odzywałem.
-Nie szkodzi. - wyszeptałaś.
-Wiedziałem, że Cię tu spotkam. Pamiętam, jak układaliśmy plan na ten dzień. Jednak nie udało mi się przyjechać wcześniej. Przepraszam.
-Nie szkodzi. - powtórzyłaś jeszcze ciszej. Każde słowo sprawiało Ci ból.
-Wiem, że szkodzi. Widzę. Mam ochotę siiebie uderzyć.
-Przestań. - odparłaś trochę głośniej i odwróciłaś głowę.
-[T.I.]...
-Tak? - Lou złapał Twój podbródek i skierował Twój wzrok na swoje oczy.
-Kocham Cię. - patrzyłaś na niego w lekkim szoku. Odchrząknęłaś cicho.
-Błagam, przestań.
-Nie. Kocham Cie...
-Czy mógłbyś prze... - Lou przerwał Ci, naciskając wargami na Twoje usta. Były takie miękkie i ciepłe. Takie jak zawsze. Po Twoim ciele przeszedł długi przyjemny dreszcz. Rozpłynęłaś się pod wpływem jego dotyku, lecz nie oddawałaś pocałunku. Chlopak odsunął się od Ciebie.
-Wyjedź ze mną.
-Słucham?
-Pojedź ze mną do Londynu. - na Twojej twarzy zaczął gościć rumieniec. Kąciki ust lekko uniosły Ci się do góry.
-Żartujesz, prawda?
-Zdecydowanie nie żartuję.
-Ale Lou... jak Ty to sb wyobrażasz?
-Normalnie. - zaśmiał się melodyjnie. - że spakujesz wszystkie swoje rzeczy, polecisz jutro ze mną do Londynu i zamieszkamy razem. - Twoje serce galopowało, jak opętane. Uśmiechnęłaś się szerzej, a po chwili zaczęłaś się śmiać. Śmiałaś się szczerze i z radości. Nie umiałaś nic powiedzieć. Słowa Lou Cię zatkały, lesz sprawił, iż zaczęłaś się śmiać. Tomlinson posadził Cię na swoich kolanach, a Ty mocno się w niego wtuliłaś. Było Ci okropnie zimno, a nikt nie potrafił rozgrzać Cię tak jak on.
-Kocham Cię. - wyszeptał Ci wprost do ucha.
-Ja Ciebie też. - powiedziałaś z usmiechem i spełnieniem. Byłaś niesamowicie szczęśliwa. Podniosłaś głowę, a twarz Louisa zbliżyła się do Twojej. Po chwili całkowicie zniszczył przestrzeń między Wami. Muskaliście delikatnie swoje usta. Po minucie Wasz pocałunek zaczął stawać się bardziej namiętny. Po chwili rozchyliłaś delikatnie wargi, a język Louisa wśliznął się Twojej buzi. Po Twoim ciele rozlała się fala gorąca i ogromnej przyjemności. Wasze języki były całkowicie zgrane, tańczyły wokół siebie.
Po kilkunastu sekundach oderwaliście się od siebie, a Wasze czoła były o siebie oparte.
-Wyjedź ze mną.
-Wyjadę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz