czwartek, 18 października 2012

VII. Imagin.


Siedziałaś przed domem, na schodach i patrzyłaś w gwiazdy. Niebo było dzisiaj wyjątkowo przejrzyste, dosłownie piękne. Jednak nie wszystko było tak cudowne, jak się wydawało. Ten widok przypominał Ci pewną sytuację... która nie wywoływała u Ciebie nic innego jak smutek i kilka pustych łez. 
'Był środek wakacji. Jak to zazwyczaj bywało, Twoje przyjaciółki powyjeżdżały nad morze, za granie i w góry. Jednak Tobie się nie nudziło, wręcz przeciwnie. Spędzałaś najpiękniejsze dni w swoim życiu z Niallem Horanem. Znaliście się od roku, ponieważ przeprowadził się do Twojego miasta właśnie wtedy i mieszkał niedaleko. 
Wasza przyjaźń rozkwitała, a że były wakacje, mieliście dużo czasu. Nialler zabierał Cię nad jezioro, do kina, pikniki i długie wieczorne spacery. Było Ci przy nim nieziemsko przyjemnie i nie ukrywałaś tego. Nie było dnia, abyście się nie przytulali lub darowali skromne całuski w policzek. Nadszedł w końcu ten dzień, w którym chłopak postanowił powiedzieć Ci o swoich uczuciach. Był późny wieczór, niebo było czyste, a gwiazdy niewiarygodnie widoczne, tak jak dziś. Leżeliście wtuleni w siebie na łące. 
-[T.I.]...
-Tak?
-Ja.. chciałbym Ci coś powiedzieć.
-Słucham?
-Bo... jesteś niesamowita. Przy Tobie czuję się inaczej niż przy kumplach. Sprawiasz, że chce mi się śmiać, żyć! - uśmiech sam cisnął Ci się na twarz. Nie wierzyłaś, że kiedyś nastąpi ten dzień. Podniosłaś głowę, aby spojrzeć w jego oczy. Był uśmiechnięty. - [T.I.]... Ja się w Tobie zakochałem. - nie wytrzymałaś i aż zachichotałaś. Ta jego niezręczność i zakłopotanie Cię tak rozśmieszyły. Pochyliłaś się nad nim, a Wasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku.'
To wspomnienie siedziało w Twojej głowie już przez długi czas i nie zamierzało szybko się ulotnić. Po Twoim policzku spływała łza. Nialla już nie było. Wyjechał, wyprowadził się ponownie. Nie byłaś osobą, która lubiła opowiadać o swoich uczuciach. Nienawidziłaś się nad sobą użalać i rozczulać. Tylko to jedno, głupie wspomnienie sprawiało, że nie potrafiłaś pohamować łez. Oparłaś głowę o dłonie i patrzyłaś w górę. Nagle poczułaś jak ktoś siada obok Ciebie. Zapewne to Twoja mama, która niesamowicie się o Ciebie troszczy i przejmuje, widząc jak czasem tu przesiadujesz. 
-Cześć. - zamarłaś. To nie był głos Twojej mamy. I zdecydowanie nie był to głos kobiety. Spojrzałaś momentalnie na towarzysza nie wierząc uszom i oczom.
-Niall? Co... co Ty tu robisz?
-Siedzę. - oparł słodko się uśmiechając.
-Ale... - nie zdążyłaś dokończyć, ponieważ Horan przerwał Ci pocałunkiem. Przyjemność rozpłynęła się po Twoim ciele, a do Ciebie w końcu dotarło to, że Twój ukochany wrócił. Wrócił, ponieważ Cię kocha i nie wyobraża sobie życia bez nikogo innego.

niedziela, 7 października 2012

4. Larry. część 3.

Dni mijały mi naprawdę różnie. Czasem czułem się bardzo dobrze, a drugim razem miałem ochotę tylko spać. Nie wiem, co uczyniło ze mnie taką osobę, ale już od czterech miesięcy nie wychodziłem z domu. Nigdy nie myślałem o tym tak jak dziś. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że coś jest nie tak. To nie to, że nie chciało mi się opuścić mieszkania. Ja po prostu nie umiałem przekroczyć progu moich drzwi. Czułem wzrastający lęk, gdy zbliżałem się do przedpokoju, nawet wtedy, gdy otwierałem tylko drzwi Louisowi. Codziennie zaglądałem do lodówki, lecz nie widziałem w niej nic nowego. Nie martwiło mnie to, czułem wręcz ulgę. Właśnie to mnie niepokoiło. Czułem ulgę, ponieważ nie musiałem nic zjeść. Nie miałem pojęcia do czego mnie to prowadziło.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Wstałem i po cichu pokierowałem się do przedpokoju. Uchyliłem drzwi i od razu się uśmiechnąłem. Wpuściłem do środka Louisa i zamknąłem za nim drzwi.
-Cześć. - powiedział, uśmiechając się ciągle.
-Cześć. - odpowiedziałem, a po chwili złączyliśmy nasze usta w czułym pocałunku. Za każdym razem, gdy całowałem Lou, po moich pleach przebiegał przyjemny dreszcz. Tommo wzbudzał we mnie tyle emocji, że gdy tylko go widziałem chciało mi się skakać i biegać. Wtuliłem się w jego ciepły tors, a on głaskał mnie po głowie.
-Chodź. - powiedział, chwytając mnie za dłoń. Poszliśmy tak jak zwykle do salony i usiedliśmy przed telewizorem. Nie obchodził nas program. Lou siedział, a ja leżąc trzymałem głowę na jego kolanach. Nie spuszczałem z niego wzroku. Po prostu nie mogłem się od tego oderwać. To moje nowy hobby.
-Harry...
-Tak?
-Bo... ja... kiedy ostatni raz wyszedłeś gdzieś z domu?
-Omm... - trochę zdziwiło mnie jego pytanie. - czemu pytasz?
-Odpowiedz mi.
-Cztery miesiące temu.
-Bo wiesz... dziwi mnie, że nigdzie nie wychodziłeś, bo czasem trzeba zrobić zakupy..
-Zakupy?
-Chodzi mi o jedzenie. Bo jesz prawda?
-Jaa... eee... taaak.
-Harry? - mina Louisa momentalnie spoważniała, a ja w tym momencie podniosłem się i odwróciłem wzrok.
-Jasne, że jem. - chłopak nagle wstał i ruszył do kuchni. Wstałem za nim i szybko zatarasowałem mu drogę. - Co robisz Lou?
-Harry, posuń się.
-Nie.
-Harry!
-Louis, przestań!
-To Ty przestań! Odejdź proszę. - odsunąłem się bezsilnie z drogi, nie chcąc dalej się z nim kłócić. Tomlinson otworzył lodówkę i oniemiał. - Ty niby jesz, tak? Powiedz mi kurwa co.
-Lou.
-Nie. Harry, czy Ty jadłeś cokolwiek przez te cztery miesiące?
-Tak.
-Co?
-Nie wiem, ale jadłem. Naprawdę!
-Kiedy?
-Ja... nie pamiętam. - robiło mi się niedobrze. Nagle zrobiło mi się duszno i mdło.
-Hazza, wszystko w porządku? - zapytał Lou, podchodząc bliżej.
-T..ak. - odpowiedziałem cicho. Czułem tylko jak osuwam się na dół.

Obudziłem się, a jasne świtało uderzyło w moje oczy. Zmrużyłem powieki i zobaczyłem, siedzącego obok Louisa.
-Harry. Harry! Obudziłeś się! - krzyknął mój przyjaciel i szybko zerwał się, aby mnie przytulić.
-Gdzie jestem?
-Harry, Kochanie... jesteś w szpitalu. - wytłumaczył cicho Lou.
-Dlaczego? - zapytałem z wielkimi oczami. - Co się stało?!
-Nic nie pamiętasz? - na twarzy chlopaka pojawiło się przerażenie.
-Nie wiem.
-Zemdlałeś w domu. W moich ramionach... - westchnął. - 3 dni temu.
-Spałem 3 dni?
-Tak. Twój organizm jest przemęczony... i... nieodżywiony.
-Nieodżywiony?
-Harry, jesteś chory.
-Co mi jest? - zapytałem zaskoczony. Po pierwsze zdziwiło mnie to, że leżałem w szpitalnym łóżku. Po drugie to, że prawdopodobnie byłem chory. Tylko do cholery na co? Przecież zawsze byłem zdrowy, mój organizm był odporny. Czekałem na odpowiedź, której ciągle nie otrzymywałem. Spojrzałem znacząco na Louisa i dopiero teraz zauważyłem, że po jego policzku spływa łza. Po tej spłynęła druga, trzecia i kolejna itd. -Lou? Czemu płaczesz?
-Harry, masz anoreksję. - wyszeptał cicho. Przełknąłem głośno ślinę i nie wiedziałem, co powiedzieć. Po twarzy Louisa spływało coraz więcej łez. Nie mogłem na to patrzeć, nie potrafiłem.
-Nie płacz. Proszę. - wykrztusiłem z siebie z trudem.
-Oh, Harry! - zaszlochał mój ukochany i rzucił mi się w objęcia. Przytuliłem go jak najmocniej potrafiłem i nagle poczułem, mokrą koszulkę Lou nad moją twarzą. Dopiero teraz zroientowałem sie, że też płakałem. Miałem ochotę ponownie zasnąć... tyle tylko, żeby już się nie obudzić.
Po kilku minutach do mojej sali przyszli lekarze. Odciągnęli ode mnie Louisa i wyprowadzili na korytarz. Zaczęli robić mi jakieś badania i pytać co chwile o moje samopoczucie. Wstrzyknęli mi też coś do kroplówki.
-Co to jest? - zapytałem.
-Substancje odżywcze i sole mineralne, Kotku. - odpowiedziała mi nieco starsza pielęgniarka. Jeden z lekarzy pochylił się nade mną.
-Witaj Harry. Jestem James. Mam do Ciebie kilka pytań.
-Mhm.
-Dlaczego nie jadałeś normalnie przez odtatnie cztery miesiące?
-Bo nie miałem nic w lodówce.
-A dlaczego nic nie kupiłeś?
-Bo... bo nie chciałem wychodzić z domu.
-Rozumiem. DLaczego nie zamówiłeś jedzenia bezpośrednio do domu?
-Ja... nie odczuwałem potrzeby jedzenia. Nie miałem ochoty.
-Typowe. Miałeś wcześniej jakieś smutne dni?
-Ja... ja... - urwałem. Dziwiło mnie zrozumienie lekarza, ale nie chcialem mu tak o wszystkim powiedzieć. Nie mogłem.
-Harry nie bój się mnie. Chcę pomóc. Powiedz, co Ci leży na sercu. - nie myśląc o konsekwencjach opowiedziałem lekarzowi całą moją historię. Powiedziałem również to, że dzięki Louisowi czuję się lepiej i to on daje mi siłę. Jednak nadal nie rozumiałem braku apetytu.
-Myślę, że to przez dłuższy okres czasu, w którym nic nie jadłeś doprowadził Cię do stanu, gdy jedzenia Cię obrzydza. Tak jest zazwyczaj. Tylko proszę wysłuchaj mnie. Nawet, jeśli to Cię odstręcza musisz jeść. Zobacz gdzie wylądowałeś. Po tygodniu powinno być lepiej. Twój organizm trochę przyzwyczaił się do lepszego odżywiania przez te 3 dni. Przez kroplówkę doprowadziliśmy do Twojego żołądka niezbędne substancje i płyny, więc powinno być lepiej. - lekarz jeszcze tłumaczył mi, co powieniem robić itd. Słuchałem go uważnie, gdyż nie chciałem znowu tu wylądować. Pragnąłem być szczęśliwy i uszczęśliwić Louisa. Nie chciałem kolejny raz widzieć jego łez.

Dwa tygodnie później.
Już od tygodnia jestem w domu. Po raz pierwszy od pięciu miesięcy podniosłem rolety wyżej i wpuściłem do mojego domu trochę słońca. Przewietrzyłem też moją sypialnie i byłem nawet na zakupach! Z nie kto innym, jak z Lou. Tak bardzo go kocham.
Siedziałem właśnie na fotelu, gdy do domu wszedł Tomlinson. Od razu do niego podbiegłem i rzuciłem mu się na szyję. On śmiejąc się, zaczął mnie całować. Uwielbiałem patrzeć na tą radość w jego oczach. To było cenniejsze niż wszystko inne.

piątek, 5 października 2012

VI. Imagin.


Siedziałaś w parku na ławce i tępo wgapiałaś się w tafle chłodnego jeziora. Dookoła Ciebie biegały dzieci poubierane już w cieplejsze kurtki, a niektóre miały nawet czapki. Jednak nie zwracałaś na nic uwagi, nie miałaś siły udawać zainteresowanej tym, co działo się obok. Nie miałaś już ochoty udawać uśmiechniętej i zadowolonej z życia. Dzisiaj był ten dzień. Dzień w którym poznałaś Louisa. Siedziałaś właśnie na ławce, na której lubiliście spędzać czas. Jeszcze niedawno byłby to dla Ciebie cudowny dzień... jednak teraz było zupełnie inaczej. Spędziłaś z Louisem ponad rok. Uwielbialiście spędzać ze sobą czas, potrafiliście rozmawiać godzinami. Nigdy nie kończyły Wam się tematy. Trzy miesiące temu Tomlinson wyjechał. Rozumiałaś go oczywiście, ponieważ chciał spełnić swoje marzenia. Wyprowadził się do Londynu, żeby tam rozwijać swój talent muzyczny. Ty zostałaś tutaj... w miejscu pełnym Waszych wspomnień i z dnia na dzień było ci coraz gorzej. Mówią, że czas leczy rany, jednak u Ciebie było zupełnie inaczej. Było źle, bardzo źle. Nie spałaś po nocach tylko rozpatrywałaś przeszłość. Nie chciałaś ruszyć na przód, a ni dopuścić do siebie pomocy. Na dodatek dzisiaj był dzień, który miałaś spędzić z Louisem. Ustaliliście wszystko. Teraz to już nie miało znaczenia, bo go nie było.
Do Twoich oczu cisnęły się łzy, jednak starałaś się być silna i nie uronić ani jednej. Wiał silny wiatr, było Ci zimno, lecz miałaś to gdzieś. Mijały minuty, godziny, aż zaczęło robić się ciemniej. Nie zamierzałaś wrócić do domu, nie potrafiłaś nawet podnieść się z ławki. Za dużo siły straciłaś na to, aby nie rozpłakać się w miejscu publicznym, aby teraz tak po prostu wstać i pójść do domu. Nagle poczułaś dłoń na swoim ramieniu. Wzdrygnęłaś się i lekko podskoczyłaś z zaskoczenia, lecz nie odwróciłaś głowy. Wiedziałaś, że to Twoja przyjaciółka znowu po Ciebie przyszła.
-Nie jest Ci zimno? - zamarłaś. Do Twoich uszu dobiegł dźwięk tego głosu. Głosu, którego tak bardzo brakowało Ci przez ostatnie dni. Obejrzałaś się za siebie i zobaczyłaś twarz Louisa. Nie byłaś do końca pewna, czy Twoje serce stanęło, czy biło jak oszalałe. Nie umiałaś się na niczym skupić. Tommo okrążył ławkę i usiadł obok Ciebie, a Ty nadal bez słowa głupio patrzyłaś w jego niebieskie oczy. Następnie położył ostrożnie dłoń na Twoim zlodowaciałym policzku i zaczął...
-Przepraszam... Przepraszam, że się nie odzywałem.
-Nie szkodzi. - wyszeptałaś.
-Wiedziałem, że Cię tu spotkam. Pamiętam, jak układaliśmy plan na ten dzień. Jednak nie udało mi się przyjechać wcześniej. Przepraszam.
-Nie szkodzi. - powtórzyłaś jeszcze ciszej. Każde słowo sprawiało Ci ból.
-Wiem, że szkodzi. Widzę. Mam ochotę siiebie uderzyć.
-Przestań. - odparłaś trochę głośniej i odwróciłaś głowę.
-[T.I.]...
-Tak? - Lou złapał Twój podbródek i skierował Twój wzrok na swoje oczy.
-Kocham Cię. - patrzyłaś na niego w lekkim szoku. Odchrząknęłaś cicho.
-Błagam, przestań.
-Nie. Kocham Cie...
-Czy mógłbyś prze... - Lou przerwał Ci, naciskając wargami na Twoje usta. Były takie miękkie i ciepłe. Takie jak zawsze. Po Twoim ciele przeszedł długi przyjemny dreszcz. Rozpłynęłaś się pod wpływem jego dotyku, lecz nie oddawałaś pocałunku. Chlopak odsunął się od Ciebie.
-Wyjedź ze mną.
-Słucham?
-Pojedź ze mną do Londynu. - na Twojej twarzy zaczął gościć rumieniec. Kąciki ust lekko uniosły Ci się do góry.
-Żartujesz, prawda?
-Zdecydowanie nie żartuję.
-Ale Lou... jak Ty to sb wyobrażasz?
-Normalnie. - zaśmiał się melodyjnie. - że spakujesz wszystkie swoje rzeczy, polecisz jutro ze mną do Londynu i zamieszkamy razem. - Twoje serce galopowało, jak opętane. Uśmiechnęłaś się szerzej, a po chwili zaczęłaś się śmiać. Śmiałaś się szczerze i z radości. Nie umiałaś nic powiedzieć. Słowa Lou Cię zatkały, lesz sprawił, iż zaczęłaś się śmiać. Tomlinson posadził Cię na swoich kolanach, a Ty mocno się w niego wtuliłaś. Było Ci okropnie zimno, a nikt nie potrafił rozgrzać Cię tak jak on.
-Kocham Cię. - wyszeptał Ci wprost do ucha.
-Ja Ciebie też. - powiedziałaś z usmiechem i spełnieniem. Byłaś niesamowicie szczęśliwa. Podniosłaś głowę, a twarz Louisa zbliżyła się do Twojej. Po chwili całkowicie zniszczył przestrzeń między Wami. Muskaliście delikatnie swoje usta. Po minucie Wasz pocałunek zaczął stawać się bardziej namiętny. Po chwili rozchyliłaś delikatnie wargi, a język Louisa wśliznął się Twojej buzi. Po Twoim ciele rozlała się fala gorąca i ogromnej przyjemności. Wasze języki były całkowicie zgrane, tańczyły wokół siebie.
Po kilkunastu sekundach oderwaliście się od siebie, a Wasze czoła były o siebie oparte.
-Wyjedź ze mną.
-Wyjadę.

czwartek, 4 października 2012

3. Larry, część 2.

Czeeść :)
Na prośbę jednej z Was napisałam drugą część imagina o Larrym. Wiem, że jest o wiele słabszy niż poprzedni, ale mam tak zawsze, że po słabym piszę jeszcze gorszę ;/
Od razu zapowiadam, że to nie koniec, ponieważ mam pomysł na trzecią, a może też i czwartą część :)

Do kiedyś <3







Obudziłem się nagle, leżąc skulony pod kocem na kanapie w salonie. Podniosłem się powoli do pozycji siedzącej. Rozejrzałem się wokoło, było przed ósmą. Wczoraj... Boże... wczorajszy dzień był niesamowity, a może raczej wieczór. On przyszedł... przyszedł do mnie i powiedział mi wprost, że jest we mnie zakochany. Na samo wspomnienie moje serce zaczęło bić szybciej. 
Louis jednak wczoraj nie siedział u mnie długo. Wrócił do siebie po godzinie. Siedzieliśmy tu, na kanapie i przytulając się do siebie przepraszaliśmy się nawzajem. Gdy poszedł, ja nie mogłem tak po prostu zasnąć. Siedziałem i wgapiałem się w ściany z pustym wyrazem twarzy. Byłem wypełniony szczęściem, ale też niepewnością. To wszystko było takie... dziwne, nierealne. Wstałem i pokierowałem się do łazienki. Wziąłem porządny prysznic, umyłem zęby i założyłem czyste ubrania. Następnie poszedłem do kuchni i zabrałem się za przygotowanie sobie śniadania. Nie byłem głodny, lecz obiecałem Tomlinsonowi, że coś zjem. Zajrzałem do lodówki, ale nic ciekawego nie znalazłem. Jedynie pusty słoik po dżemie i musztardę. Nie miałem ochoty wychodzić z domu. To jeszcze za szybko. Usiadłem ponownie na kanapie i okryłem się kocem. Było mi cholernie zimno i byłem też zmęczony. Przez ostatnie zdarzenie nie mogłem spać. Sen pochłonął mnie tylko na trzy godziny. Osunąłem się na poduszkę i jak na zawołanie zamknąłem bezsilnie powieki. Otworzyłem lekko oczy i poczułem przyjemnie ciepło otulające tylną część mojego całego ciała. Czułem również czyjąś dłoń, bawiącą się moimi lokami. Uśmiechnąłem się mimowolnie i zamruczałem. -Dzień dobry Kochanie. - usłyszałem głos Lou tuż przy moim uchu. Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej i odwróciłem w jego stronę. -Cześć. - odparłem, a moja ręka powędrowała na jego rozgrzany policzek. Jego twarz nagle znalazła się tak blisko mojej, dzieliły nas dosłownie milimetry. Moje wargi przylgnęły delikatnie do jego. Ciepło i rozkosz nagle rozlała się po moim ciele. Nasz pocałunek już po kilku sekundach przerodził się w coś dzikiego i namiętnego. Jego język wtargnął do mojej buzi, robiąc zamieszanie w mojej głowie, a cykliczne bicie serca zamieniło się w łomotanie w przeróżnych odstępach czasu. Dłonie Lou spoczęły na mojej talii, przyciągając mnie bliżej siebie. Przez naszą bliskość, poczułem dokładnie jego krocze na moim. Mruknąłem z podniecenia, a chłopak pisnął. Uśmiechnęliśmy się do siebie na chwile przerywając nasze pieszczoty.-Harry... Kocham Cię.-Ja Ciebie też Kocham Lou. - wyszeptałem słowa, które nigdy mi się nie znudzą. Po chwili ponownie złączyliśmy nasze usta w porywczym pocałunku. Poczułem nagle ręce Lou, rozpinające moje spodnie. Mój oddech zaczął sprawiać mi problem, bo nie mogłem złapać powietrza. Jednak nie przestawałem i pomogłem mu ściągnąć z siebie spodnie. Mój kolega był już lekko twardy przez nasze czułości, a pod wpływem dotyku Lou nagle stanął na baczność. Jego dłoń zaczęła wykonywać ruchy w dół i górę, doprowadzając mnie do skrajnej rozkoszy. Gdy przyspieszał zacząłem sapać, bo nie umiałem inaczej wyrazić moich emocji. Moja głowa prawie eksplodowała. Tommo składał na mojej szyi mokre pocałunki i sprawiał mi okropną przyjemność. Nie wiem, co jego dłoń dokładnie wyprawiała z moim członkiem, ale doprowadzało mnie to do szaleństwa. Co chwile zaciskał mocniej palce na moich czułych miejsach, które zdążył już rozpoznać, a ja jęczałem coraz głośniej. Miałem w dupie, że sąsiedzi zapewne już słyszeli dźwięki, wydobywające się z mojego gardła. Louis przyspieszył jeszcze bardziej, a ja doszedłem w jego dłoni. Napięcie zeszło z mojego ciała, a ja dyszałem, jakby przebiegł kilkadziesiąt kilometrów. Mój przyjaciel nachylił się nade mną i złożył pocałunek na moim lekko rozchylonych wargach.-Tak bardzo Cię kocham, Harry. Sam nie wierzę w to, że to wszystko się dzieje. -Lou, jesteś cudowny. - wyszeptałem już trochę bardziej uspokojony. Wtuliłem się w jego tors, a on bez krzty obrzydzenia przyciągnął mnie jeszcze bliżej. - Nawet nie wiem, co mam powiedzieć, aby wyrazić to co czuję. -Wystarczy, że jesteś. - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.

poniedziałek, 1 października 2012

V. Imagin.

Stałaś przed lustrem już chyba z godzinę. Szykowałaś się właśnie na randkę, cudowną randkę, która miała być spełnieniem Twoich marzeń. Ubrałaś czarną, krótką sukienkę, niebieski żakiet i miałaś przyszykowaną torebkę w tym samym kolorze oraz oczywiście czarne szpilki. Umyłaś włosy, wysuszyłaś je, popsikałaś suchą odżywką i starannie wyczesałaś. Harry zawsze  lubił, gdy miałaś rozpuszczone włosy, więc postanowiłaś umilić mu spotkanie z Tobą. Na oczach namalowałaś cienką, czarną kreseczkę, a rzęsy wyczesałaś tuszem. Twoje usta lśniły delikatnym różem błyszczyka. W Twojej głowie wyglądałaś normalnie, przeciętnie, jednak, gdy Styles Cię zobaczył oniemiał. 
-[T.I.] wyglądasz oszałamiająco. - powiedział, gdy postanowił w końcu przerwać ciszę, gdy otworzyłaś mu drzwi. 
-Dziękuję. - uśmiechnęłaś się słodko. - Ale to nic specjalnego. - zaśmiałaś się melodyjnie.
-Nie denerwuj mnie w ogóle. - spojrzał na Cb groźnym wzrokiem, a po chwili zmniejszył odległość między Wami i czule Cię pocałował. 
-Gotowa?
-Jak najbardziej.
-To chodźmy. - chwycił się za dłoń i pociągnął do swojego samochodu. Przez całą drogę siedzieliście cicho, aż w koncu nie wytrzymałaś.
-Gdzie jedziemy?
-Zobaczysz.
-No ejj, zaraz dostanę szału. - zaśmiał się, a Ty mu zawtórowałaś. 
-Wytrzymasz. - odparł z uśmiechem na twarzy.
Po kilkunastu minutach zatrzymaliście, a Harry otworzył Ci drzwi. Wyszłaś, lecz nie zauważyłaś nic specjalnego. Byliście na parkingu.
-Teraz musimy się trochę  przejść. - uśmiechnął się do Cb, po czym splótł Wasze palce i ruszył. Kiedy byliście na miejscu stanęłaś jak wryta. Przed Tobą ciągnęła się ścieżka, wzdłuż której stały świeczki z wyrytym napisem "Kocham Cię". Ścisnęłaś mocniej dłoń Hazzy i poszliście dróżką. Ostatecznie, znaleźliście się w przytulnym ogrodzie. Na środku stał niewielki stolik z pysznościami, a niedaleko wisiał hamak. 
Gdy już zjedliście romantyczną kolacje, Harry wstał i poprosił Cię do tańca. Nie ważne, że muzyka Wam nie grała. Ważna była Wasza niesamowita bliskość. Wtuliłaś się w jego tors, a on obwinął rękoma Twoją talię. Było Ci z nim ciepło i najważniejsze, że czułaś się bezpiecznie. 
Po kilku minutach, Loczek odsunął się trochę od Ciebie i zaczął...
-[T.I.] chciałbym Ci coś powiedzieć...
-Tak?
-Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, wiesz? Dzięki Tobie jest mi lepiej, sprawiasz, że się uśmiecham i chce mi się żyć. Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko, bo tylko Ty się liczysz. Oczywiście, rodzina i przyjaciele również, ale to Ty byłaś, jesteś i zawsze będziesz na pierwszym miejscu. Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobił. Tak bardzo Cię kocham. - z Twoich oczu wydobyła się mała łza i spłynęła po Twoim policzku. 
-Harry... Kocham Cię, tak okropnie mocno. - chłopak złapał Twoją twarz w dłonie i zmniejszył dystans dzielący Wasze twarze. - Jesteś cudowny. - wyszeptałaś, a on delikatnie naparł na Twoje usta. Muskaliście swoje wargi, coraz bardziej ciesząc się ze sprawiającej sobie nawzajem przyjemności. Po kilkunastu sekundach, rozchyliłaś delikatnie usta, a język Twojego ukochanego wsunął się delikatnie do Twojej buzi. Przyjemność po prostu paraliżowała Twoje ciało. Wasze języki zaczęły tańczyć wokół siebie, a Harry mocno Cię do siebie przytulił, aby nie było Ci zimno. Trwaliście w pocałunku chyba kilka minut.

Obudziłaś się ciężko dysząc. Wdech, wydech, wdech, wydech... to nic nie pomagało. Schowałaś twarz w poduszce i zaczęłaś łkać. Robiłaś podobnie co ranek, po przebudzeniu, gdy zdawałaś sobie sprawę, że to był tylko sen. Co noc śnił się Harry Styles. Twój ukochany chłopak, z którym planowałaś wspólne życie, przyszłość. Jednak był mały problem. Harry nie żył. Miesiąc temu zginął w wypadku. A Ty nadal nie umiałaś się z tym pogodzić. Lokowaty męczył się w snach, nie dając o sobie zapomnieć, lecz nawet mimo snów, nie dałabyś rady usunąć go z pamięci. Nie miałaś siły nawet próbować. Tak po prostu wszystko przepadło. Wszystko.